Walka o amerykański tron

Vote 2008 Election sign

Republikanie podają się za ekonomicznie konserwatywnych i dlatego szastają publicznymi pieniędzmi na lewo i prawo, szczególnie pieniędzmi, które pożyczamy od Chińczyków. Demokraci natomiast stanowią grupę głęboko bolejącą nad losem ludu pracującego, któremu chcieliby ulżyć odbierając pieniądze bogatym. Ponieważ jednak dalsze zwiększenie podatków i tak nie pokryje chińskiego długu, więc Demokraci będą jak zwykle drukować nowe banknoty, czyli nałożą haracz zarówno na biednych i bogatych poprzez wzrost cen, który zaowocuje inflacją. Inaczej mówiąc – zrealizują tak zwany „płaski podatek”, wbrew swym ideologicznym zasadom i przysięgom.

Ani jedna, ani druga partia nie bardzo się przejmują, że gdzieś tam mamy wojnę, na której ludzie umierają, a światowa opinia publiczna coraz częściej zaczyna postrzegać USA jako kraj zagrażający pokojowi światowemu. Byłoby może inaczej, gdybyśmy mieli powszechny zaciąg do wojska, ale rząd wie, że wtedy trudno byłoby społeczeństwu wytłumaczyć, dlaczego ich synowie muszą spędzać lata wśród pustynnych piasków i od czasu do czasu umierać na obcej ziemi. Ponieważ jednak, w miarę oddalania się Globalnego Zwycięstwa Demokracji, ochotników do walki jest coraz mniej, więc coraz atrakcyjniejsi dla Armii stają się młodzieńcy i panienki z podejrzaną prawną i medyczną przeszłością.

Staś deklaruje się jako Demokrata, ale stoi to w jaskrawym konflikcie z jego opinią o Obamie, który jest człowiekiem w połowie czarnym i białym. Jego matka była biała jak lilijka. Gdyby matka Obamy była Żydówką, Obama byłby niekwestionowanym Żydem. Ponieważ jednak matka nie była Żydówką, więc Obama jest, wedle starych praw rasistowskich, człowiekiem czarnym mimo białej matki. Ponieważ Partia Demokratyczna ma wyhaftowane na swym sztandarze, że jest obrońcą mniejszości narodowych, a szczególnie rasy afroamerykanów, więc Stasiu mógłby się raczej identyfikować ze skrajną prawicą. Jednak w tym przypadku stoją mu na przeszkodzie podatki. Stasiu jest już od wielu lat na emeryturze i wielkich podatków nie płaci. Chciałby jednak, aby podatki płacili ludzie pracujący, bo wtedy – jak mu się wydaje – będzie więcej pieniędzy na jego państwową emeryturę. Okazuje się, że bliższa ciału koszula, niż Stasia górnolotna ideologia. Jednak w tej kwestii Stasiu się myli, bo to nie amerykańscy podatnicy będą wypłacać jego emeryturę, lecz Chińczycy.

Zostawmy jednak na boku problem Stasia przekonań, bo tych spraw nie można rozwiązać w sytuacji, kiedy mamy tylko dwie partie. Stasiu nie pasuje do Partii Demokratycznej, bo przejawia uprzedzenia rasowe i religijne, a także nie pasuje do Partii Republikańskiej, bo już wszystkim obwieścił, że Republikanie to ciemnota, która chce mu odebrać państwową emeryturę. Trudno mu się więc wycofać i pozostaje mu tylko bycie do końca życia pozornie Wojującym Demokratą. W pewnej mierze nasz Stasiu – polski zagrodowy Sarmata z szablą ułańską na ścianie – jest wyrazicielem przekonań przeciętnego Amerykanina klasy średniej.

Pozostawię więc na uboczu Stasia, którego „trójkątne” opinie nie pasują do okrągłego otworu i powrócę do przedwyborczej polityki Stanów Zjednoczonych.

Mamy więc do wyboru trzy osoby na przyszłego prezydenta: Hilary Clinton i Obamę po stronie Demokratów oraz McCaina po stronie Republikanów.

Hilary reprezentuje koterię Clintonów a McCain podpisuje się obydwiema rękoma pod wojenną krucjatą szerzenia demokracji na Świecie i we Wszechświecie wedle programu więdnącego rządu prezydenta Busha i jego grupy Neo-Konserwatystów, niegdyś sympatyków Trockiego.

Wielkie debaty między pretendentami do prezydenckiego tronu nie wnoszą nic nowego, jako że ich celem jest w gruncie rzeczy nabijanie społeczeństwa w przysłowiową butelkę. Niestety tak już jest w nowoczesnej demokracji, że ludzie lubią być oszukiwani i wolą „obiecanki, cacanki i gruszki na wierzbie” niż trudną i bolesną prawdę.

Nawet Obama świadom rzeczywistości nie może sobie pozwolić na stwierdzenie, że Ameryka jest w głębokim kryzysie ekonomicznym, wojskowym i moralnym, gdyż takie stwierdzanie przekreśliłoby jego szanse na wybór. Biada temu co krzyczy: „Król jest nagi!”

Obama jest jednak jedynym kandydatem, który nie należy do żadnego klanu kontrolującego politykę amerykańską. O tych klanach mówi się jako o grupach specjalnych interesów. Pewne grupy można bezkarnie identyfikować, np. Narodową Organizację do Prawa Posiadania Broni Palnej, a o innych grupach nie wolno mówić bez narażenia się na posądzenie o rasizm lub antysemityzm.

Czy Obama jest najlepszym wyborem dla Ameryki, trudno przewidzieć. Jedno jest pewne – Obama jest po prostu inny.

Ameryka potrzebuje zmiany, gdyż poprzednie ekipy i ich prezydenci doprowadziły ją do skraju katastrofy ekonomicznej, a ekipa prezydenta Busha także do katastrofy moralnej poprzez negację Praw Konwencji Genewskiej, tolerowanie tortur i negację współpracy w polityce zagranicznej w myśl zasady: „Kto nie z nami, ten przeciw nam”. Wciągu ostatnich lat amerykański entuzjazm, który budował Amerykę przez 200 lat, zastąpiono destrukcyjną paranoją.

Czy Obama ma szanse w wyborach na Prezydenta? Jest to zagadka, na którą nie mam na razie odpowiedzi.

Społeczeństwo amerykańskie, mimo pozornej tolerancji, ma jednak uprzedzenia w stosunku do ludzi odmiennej rasy, nawet jeśli ta rasa jest tylko częściowo odmienną. Ponadto społeczeństwo nie martwi się problemami moralnymi odległych wojen i śmiercią ludzi, z którymi Amerykanie się nie identyfikują, szczególnie jeśli są nimi ludzie odmiennej rasy lub religii. Amerykanów bardziej interesują ceny benzyny. Jednocześnie nie chcą uznać, że ceny benzyny i rosnące ceny żywności w sklepach mogą mieć jakiś związek z wojnami, jakie prowadzimy w odległych krajach i życiem ponad stan za pożyczone pieniądze… Dlatego też wybierzemy prawdopodobnie jeszcze raz kogoś ze starej kliki, kto będzie robił pozorne ruchy pod dyktando doradców o pozornej inteligencji, chociaż prasa ich określa jako „intelektualistów” peklowanych na użytek kolejnych ekip w tzw. „ Zbiornikach Myśli” ( Think Tanks).

Na pocieszenie mogę tylko dodać, że jak na razie, nie jest jeszcze tak źle, aby nie mogło być gorzej. A będzie gorzej, kiedy motłoch złożony z bezrobotnych bankierów inwestycyjnych i głodujących agentów niesprzedanych nieruchomości rzuci się w desperacji na ostatnie czynne jeszcze stacje benzynowe, niszcząc pompy przy śpiewie Marsylianki. Na szczęście bezhołowie będzie jednak trwało krótko. Na ratunek pospieszy nowy Najwyższy Wódz (The Supreme Leader), który zapewni spokój przez przekazanie wszystkich kondominiów na Florydzie funduszowi Wczasów Pracowniczych (FWP of America) i nakaże wydanie kuponów na darmowy dwutygodniowy wypoczynek wszystkim obywatelom Stanów Zjednoczonych. Nowy Najwyższy Wóz będzie miał ułatwione zadanie, jako że niezbędne do przejęcia władzy „Podstawy Prawne” Kongres już dawno temu zatwierdził i odnośne „organa” będą gotowe w ciągu kilku godzin do wprowadzenia nowego, demokratycznego i socjalnie sprawiedliwego systemu.

Siorbiący wino porto w Słonecznej Portugalii i starający się nie myśleć o przyszłości

Jan Czekajewski