Systemowa pułapka

Prof. Mirosław Matyja

Otrzymuję coraz więcej zapytań, jak konkretnie wprowadzić instrumenty oddolnej demokracji w Polsce.

Oczywiście, nie będziemy klękać przed prezydentem, premierem czy szefem ciągle jeszcze rządzącej partii politycznej w Polsce i błagać ich o wprowadzenie do Konstytucji RP wiążącego i bezprogowego referendum i instrumentów inicjujących powszechne głosowanie.

Nikt nie podcina sobie dobrowolnie gałęzi, na której siedzi, mimo że ta gałąź usycha z dnia na dzień.

Należy zapoczątkować szeroką debatę na temat nowelizacji Konstytucji i musi być to proces oddolny, wychodzący z różnych gremiów i ruchów spoleczno-politycznych. Ważne jest też, aby w ten sposób przygotowany projekt przyszłej Konstytucji został zaakceptowany w społeczeństwie polskim w ramach ogólnokrajowego referendum, a nie w Sejmie.

Przeforsowanie instrumentów bezpośrednio-demokratycznych w Sejmie nie wchodzi obecnie w grę ze względu na strukturę tego organu decyzyjnego.

Problem polega na niedemokratycznej formule wyborów do najwyższego organu państwowego w Polsce.

Przy obowiązującej Konstytucji stosowany w wyborach do Sejmu system wyborczy jest po prostu wadliwy, a nawet bezprawny. System ten łamie w Polsce prawa obywatelskie i paraliżuje Sejm, przez co pogrąża państwo w chaosie zbędnego i niezdrowego konfliktu.

Zasadę ubiegania się o pełnienie stanowisk państwowych potwierdza art. 60 Konstytucji mówiący:

Obywatele polscy korzystający z pełni praw publicznych mają prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach.

Z kolei art. 96 Konstytucji określa, że Sejm składa się z 460 posłów, a wybory do Sejmu są powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym. (art. 96.2).

Przymiotniki, jakie zostały użyte w art. 96 Konstytucji, nigdzie nie zostały ściśle zdefiniowane, co oznacza, że można je dowolnie interpretować.

Jeśli wybory mają być powszechne i równe, to znaczy, że każdy obywatel w korzystaniu ze swego czynnego i biernego prawa wyborczego powinien mieć takie same prawa na każdym etapie procesu wyborczego, a o jego wyborze na posła powinni decydować jedynie wyborcy.

Z kolei bezpośredniość wyborów oznacza, że nie można jednemu kandydatowi przekazywać głosów oddanych na innego kandydata – bez wyraźnej zgody wyborcy, który ten głos oddał.

Zasady te są wielokrotnie łamane przez obowiązujące w Polsce prawo wyborcze.

Kodeks wyborczy wyklucza możliwości indywidualnego kandydowania obywatela do Sejmu zabierając mu prawo pojedynczego ubiegania się o poparcie wyborców i wymuszając konieczność kandydowania kolektywnego. Dzieje się to niejako poza zasadami Konstytucji RP.

Narusza to w sposób oczywisty bierne prawo wyborcze obywatela, albowiem Konstytucja nigdzie nie określa, że o stanowisko posła można ubiegać się tylko w ramach listy partyjnej.

Jedyną możliwością zmiany tego stanu rzeczy jest wprowadzenie tzw. wyborów większościowych w formie jednomandatowych okręgów wyborczych.

Poprzez wprowadzenie tego typu wyborów rosną również szanse na zapisy konstytucyjne dotyczące demokracji oddolnej w Polsce.

Dlaczego? Jednomandatowe okręgi wyborcze pozwolą nam wprowadzić do Sejmu zwolenników tej formy demokracji – czyli ludzi kandydujących nie z list partyjnych, ale powiedzmy obywateli z szerokokątnym spojrzeniem na demokrację.

Teraz ktoś zapyta słusznie: Jak doprowadzić do zmiany systemu wyborczego w Polsce?

Niestety, odpowiedź jest znowu ta sama: poprzez ruchy oddolne i nowelizacje konstytucji oraz zmianę kodeksu wyborczego. I tu znowu znajdujemy się w pułapce systemowej.

Z której strony by nie podejść do kwestii uzdrowienia systemu politycznego w naszym kraju, widać wyraziście, ze nikt „tam na górze” za nas tej pracy nie wykona.

Oczywiście szansą jest całkowite uschnięcie gałęzi, na której ciągle jeszcze siedzi tzw. władza, ale na dzień dzisiejszy są to czyste spekulacje.