Psucie obyczajów

Dekalog

 

 DekalogPodobnie stało się z innymi „nakazami moralnymi”, obyczajami, rytuałami. Młodzież już nie słucha dorosłych, dorośli starszych, doświadczenie ma znaczenie fakultatywne a nie obligatoryjne, a hasło „róbta co chceta” łączy dziwnym trafem nie tylko większość proletariuszy ale i niektórych wolontariuszy obu koincydencji. Jak to przewidywali ludzie starsi, doświadczeni i zaprawieni w „rygorze moralności tradycyjnej”, na rezultaty nie będziemy musieli długo czekać. Miało to ich zdaniem doprowadzić do spadku odpowiedzialności członków takiej społeczności za to co robią, do poluźnienia społecznej dyscypliny, spójności, solidarności i paru innych jeszcze imponderabiliów, które dla utrzymania tak zwanego społecznego porządku mają znaczenie zasadnicze a dla kosztów jego utrzymania wręcz nie dające się przecenić.

 

Ale furda tam, wolność (zawierająca się w zawołaniu „róbta co chceta”) okazała się chwilowo ważniejsza a może nawet do czegoś potrzebniejsza, niż wszystkie cnoty na raz i każda z osobna.

Nie oznacza to bynajmniej, że w charakterystyce przestępcy, zbrodniarza, lub innego czynownika, nie przeczytamy teraz, „ze inkryminowany osobnik, „cieszył” się w swoim środowisku opinią pozbawionego skrupułów, zdemoralizowanego, etc. etc. To samo wyczytamy o świeżo upadłym polityku, któremu noga w końcu podwinęła się i zwłaszcza konkurencja twierdzi, że to zwykły łapownik.

 

Tak więc wykreowany został moralny dualizm, kiedy to raz można wygodnie powołać się na cokolwiek i demoralizację ogłosić jako oficjalnie obowiązującą, od kiedy mamy wolność, innym zaś razem wszystko jest w jak najlepszym porządku, kiedy demoralizację się napiętnuje. Rzecz bowiem w tym, że trzeba umieć nadążać za tym co mainstream niesie. Jeżeli wieje wiatr a my kierujemy się właśnie w kierunku z którego on podąża, trudno nam zachować równowagę. Co innego, kiedy udajemy się z prądem, jest nam i lżej i mniej mamy rozterek i łatwiej nam dotrzeć na miejsce. Może to nie być wprawdzie miejsce bezpieczne, możemy poczuć się tam nawet cokolwiek niewygodnie, ale jeżeli nie będziemy niepotrzebnie zadawać głupich pytań w rodzaju no to jak to ma być właściwie, to może nawet nic się nam nie przydarzy.

 

Kontestatorzy, nigdy i nigdzie zresztą nie mają łatwo. Tak już z nimi jest narażają się z równą łatwością tradycjonalistom i zdecydowanym progresistom – cokolwiek miałoby to znaczyć.

Parę lat temu na bezhołowiu gdzieś w Europie Środkowej, pojawiła się potrzeba zdegradowania jakiejś głowy państwa, czy opozycji. Chodziło oczywiście o chwilową degradację moralną w oczach opinii publicznej aby zaszkodzić tak, jak to tylko możliwe, po to aby wyjść na swoje. Wytoczono więc armaty autorytetów, które przekonywały skutecznie do walki z tradycją poszanowania obyczajów a nawet urzędów w imię bezcennej to pewne wolności. Nikt się zatem specjalnie nie zdziwił, że znalazło się kilka papug, naśladowców i bezhołowian, zachowujących się „jak z nakazu chwili wynikało”, czyli nazwijmy to nietradycyjnie. Nieustąpienie miejsca osobie starszej w tramwaju, można tu zaliczyć do mniejszych gatunków wtopy. Atoli wszystko co szczęśliwe, też ma swój koniec, bowiem po kolejnych „wyborach”, urząd został obsadzony ponownie i już właściwie, atoli okazało się, że rozpoczęty wówczas na zupełnie innym etapie „ruch ignorancji tradycji i obyczaju”, przyjął się był naturalnie w narodzie i dziś, kiedy przecież cały świat wygląda już zupełnie inaczej i nietradycyjnie, brak jakichkolwiek hamulców  w wypowiedziach dotyczących dostojników bieżącego etapu, wyraźnie rozmija się z gwałtownie wyrosłym zapotrzebowaniem na okazywanie im szacunku, może nawet podziwu, czy wręcz kultu.

 

Walka otóż z tradycją i jej zabobonami, jest niewątpliwie jedną z odnóg wywalczonej kiedyś wolności, tyle że niewykluczone, mało roztropną a nawet niezwykle krótkowzroczną. Ludzie przekonani do tego, że urząd ten, czy inny nic nie znaczy, każdy jest chamem a nawet durniem, tylko Doda nie wygląda jak kartofel, a profesor uniwersytetu to taki sam ignorant, jak Kowalski tylko posługujący się tytułem, niewiadomego zresztą pochodzenia, skoro wie, że on sam jeden tylko nie jest matołem, a pozostali i owszem, są, dzisiaj nie dadzą się tak łatwo namówić do zmiany poglądów. Każdy z nich musiałby bowiem przyznać, no cóż: ”od dzisiaj znowu jestem czyimś pachołkiem”! Za poprzedniego prezydenta, to był raj. Można było mu naubliżać i wszystko to było dozwolone a w gazetach przeczytać własne nazwisko. Dziś, znowu wepchali nas do klatki z napisem „banda idiotów i małpiarnia na własne życzenie” i jeszcze do tego nie można nawet pisnąć.

 

No cóż każda rewolucja musi się czymś pożywić. Francuska pożarła własne dzieci. Podobnie postąpili bolszewicy. Amerykańska, uwolniła czarnych Afro-Amerykanów i ani się tym nikt nie pożywił ani też nie wszystkim przyniosło to upragnione szczęście. Mało tego, do dziś pewna liczba zwolennikόw niewolnictwa, prosperuje w nowej formie w jak najlepsze. Rewolucja Ajatollachów przywróciła tradycję, wydając na żer cały postęp. Na bezhołowiu, usiłowano odwrócić się od tradycji, ale dziś wydaje się, że nie był to pomysł trafiający w upodobania obecnie rządzących po ich przejściu z opozycji do rządu. Zupełnie oczywiście wyglądają sprawy Sahelu, Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Odejść od tradycji jak najdalej. No tak, ale co potem w tej oddali, bo przecież wahadło raz wychylone. . . 

 A potem, choćby potop. A może potop, urządzić należy przed? Pod warunkiem, że znajdzie się ktoś, kto za te „incydenty” z gόry zapłaci.

 

Marcisz Bielski

5/29/2011

Zdjęcie: Pomnik Dekalogu w Łodzi.

Autor:Gustaw Zemła