Prolog do „potopu” po szwedzku w XXI wieku.

 Wkrótce dowie się o tym cała Europa i świat. I choć ten rodzaj wiedzy nie jest akurat najbardziej nam potrzebny do przeżycia, to jednak świat urządzony jest jak definicja konia i poradzić z tym można sobie tylko i wyłącznie na własny rachunek. Warunkiem koniecznym jest posiadanie takiego rachunku (sumienia), ale i ta uwaga bywa z gatunku tak niezbędnych życiowo, jak przysłowiowa dziura w płocie.


Otóż Anders Hoegstroem dał się poznać jako animator grupy pięciu polskich idiotów, którym zaproponował kradzież napisu nad bramą hitlerowskiego obozu zagłady w Oświęcimiu. W dniu 10 lutego 2010 roku okazało się, że z niego nie tylko animator, który wybiera kasztany z ognia cudzymi rękami, ale także intelektualista, którego przemyślenia chętnie publikuje prasa szwedzka.


Dowiedzieliśmy się, że ów człowiek obawia się postępowania karnego przed Temidą w Polsce. Uważa on, że  jego proces może się odbyć niezgodnie z prawem i stać się niepraworządną pokazówką. Na obawy te natychmiast zareagował z całkowitym zrozumieniem miejscowy sąd, który uznał, że tego rodzaju animacje w Królestwie Szwecji, będącej przecież częścią Unii, to drobna sprawa, w której przymiotnik „kryminalna” nie ma zastosowania. Ot, zwykłe wykroczenie, jak przejazd przez skrzyżowanie na żółtym świetle.

 Może dojść do takiej sytuacji, że obywatel Królestwa Szwecji zostanie upomniany przez miejscowego policjanta, który oświadczy mniej więcej tak: „Wykonując polecenie moich przełożonych, którzy otrzymali jakieś niepoważne żądanie od Polaków aby szanownego Pana nękać uwięzieniem, informuję posłusznie, aby raczył Pan trzymać się od tego bałaganu z dala, bo oni jednak mogą chętnie Pana przymknąć i dopiero wtedy będziemy mieli prawdziwy kłopot”.

Miejscowy urząd sądowo-prokuratorski, we współpracy z Bogu ducha winnym obrońcą, będzie długo i beznamiętnie zastanawiał sie nad sposobem oddalenia żądania strony polskiej pod pozorem na tyle byle jakim, aby pokazać swą wyższość oraz na tyle formalnie poprawnym, aby żaden sąd w Strasburgu tego nie zakwestionował. Ponieważ strona polska z pewnością nie zaangażuje żadnych finansów w postępowanie na terenie Królestwa Szwecji, nie wynajmie żadnego adwokata znanej i dobrze prosperującej, a więc i kosztownej kancelarii adwokackiej, która byłaby zdolna do poprowadzenia sprawy na zasadach miejscowej jurysdykcji, ale i z uwzględnieniem żądań wniosku strony polskiej, to wniosek ten upadnie, zanim jeszcze pierwszy nieprawomocny wyrok pojawi się w sprawie kradzieży dziedzictwa kulturowego przed sądem w Polsce.

Tak może wyglądać jeden ze scenariuszy, tyleż prawdopodobny co i możliwy. Drugi z zakładanych scenariuszy może uwzględniać pragnienie strony polskiej, aby obywatel Królestwa Szwecji został jednak wydany Polsce, następnie osądzony. Pozostaje pytanie, gdzie obędzie karę? Prawdopodobnie będzie to już miało miejsce w komforcie szwedzkich zakładów karnych.

 

Nieczęsto zdarza się  w historii polskiej jurysdykcji, że sprawa dociera w takim tempie do tego etapu postępowania. Przy okazji obrony swojego obywatela Szwecja ukazuje na przykładzie drobnego w rzecz samej rzezimieszka, swoje niezwykłe zatroskanie praworządnością w Polsce.  Jeżeli zamartwianie się stopniem polskiej praworządności przez biegunowo doskonały wymiar szwedzkiej sprawiedliwości na przykładzie drobnych rzezimieszków przybiera taki rozmiar, to jak bardzo zmartwiony tym wszystkim musi być rząd Królestwa Szwecji. Jak bardzo? Dowiemy się wkrótce przy okazji decyzji odpowiednich władz co do ekstradycji pana Andersa.

W zasadzie obywatel szwedzki nie powinien obawiać się polskiej praworządności. Tak Szwecja, jak i polska strona, mają swoje miejsca w tej samej Unii Europejskiej.  Nie bez znaczenia jest fakt, ze strona polska ma w tej sprawie status pokrzywdzonego, a nawet więcej. Zabór i zniszczenie mienia stanowią przedmiot zamachu na dziedzictwo światowego dorobku kultury, wpisanego na listę UNESCO.

Pewne zakłopotanie, żeby użyć stosownego eufemizmu, budzi jednak obserwacja prac kilku sejmowych komisji, szczególnie ostatnio powołanej w celu załatwienia spraw hazardu. Trudno oprzeć się wrażeniu, co podkreślają obserwatorzy akredytowani w Polsce przez rozmaite agencje z medialnymi włącznie, że osoby stające przed komisją, przyjmują linię obrony wywodzącą się z najszlachetniejszych wzorców.  Ale nie pytajcie o wzorce obrony, która zachwiała oskarżeniem pewnych dobrze wyposażonych grup z lat 20-tych ub. wieku w Chicago. Ważne, że obrona zastosowała skuteczne względem oskarżenia środki i sposoby…

Jeśli natomiast Szwedzi uważają zabór i zniszczenie dorobku dziedzictwa kultury za drobiazg, to nie powinni martwić się losem ich sprawcy, nawet jeśli chodzi o sprawstwo kierownicze, jak przystało na szwedzkiego intelektualistę.