Prawo Kopernika-Greshama w polityce

Prof. Mirosław Matyja

Według prawa Kopernika-Greshama gorszy pieniądz wypiera pieniądz lepszy i mocniejszy. W sytuacji, gdy na rynku funkcjonują dwa równowartościowe rodzaje pieniądza, ale jeden z nich jest postrzegany jako lepszy, w obiegu będzie używany rodzaj pieniądza uznawany za gorszy. A kiedy waluta jest zbyt słaba, staje się inflacjogenna i z czasem dysfunkcjonalna.

Podobną sytuację obserwujemy w polityce, gdzie polityk słabszy wypiera polityka lepszego i bardziej kompetentnego. W ten sposób dochodzi do osłabienia systemu politycznego, a więc do jego inflacji, a z czasem system ten przestaje być funkcjonalny.

Wyborcy chętnie deklarują, że cenią u polityków kompetencje, uczciwość i jeszcze parę innych cnót, a tymczasem głosują na krętaczy. Nie mam tu na myśli tylko Polski, lecz również inne kraje, w których rozpanoszyła się tzw. demokracja parlamentarna, a więc taka, w której najwyżsi przedstawiciele Narodu robią pomiędzy wyborami, co im się podoba, albo postępują tak, jak im nakazują wodzowie ich partii lub potężne koncerny „czuwające” nad parlamentem.

Jest oczywiste, ze w tej sytuacji potrzebna jest fundamentalna zmiana, bo bez odbudowy demokracji nie ma mowy o sprawiedliwym świecie i skutecznej polityce z właściwie ułożonymi priorytetami. Takimi priorytetami, które stawiałyby obywatela na centralnym miejscu w procesie, który powszechnie nazywamy polityka. Wskazane byłoby też, aby ta zmiana umożliwiła obywatelowi możliwość współdecydowania o jego losach.

Wróćmy jednak do prawa Kopernika-Greshama. Dlaczego ludzie mają skłonność do wyboru pieniądza gorszego? Bowiem wydaje się im złudnie, że staną się szybciej bogatsi i koncentrują się na ilości, a nie na jakości.

Podobnie dzieje się w polityce, na przykład w wyborach do parlamentu. Wystarczy rzucić kilka chwytliwych haseł i odwołać się w swojej retoryce do woli „ludu”. I oczywiście obiecać ludowi przysłowiowe „gruszki na wierzbie”. Tu naturalnie mamy już populizm w jego najlepszej formie. Ale ludzie wierzą w to i do pewnego czasu dają się nabierać na hasła, które nie mają pokrycia w sferze realnej.

W ten sposób przedstawicieli Narodu wybiera się niestety po inflacyjnym kursie – dopóki nie dojdzie do politycznej hiperinflacji i wtedy trzeba będzie sięgnąć po lepszych polityków…i przede wszystkim bardziej kompetentnych, a więc koncentrować się na jakości. Większość społeczeństwa nie dostrzega jednak tego problemu, albo dostrzega go zbyt późno.

Cechą inflacji w ekonomii jest to, że zjawiska inflacyjne oddziałują w początkowej fazie zachęcająco i rodzą iluzje. W momencie, gdy inflacji nie da się już opanować, zaczynają się poważne problemy prowadzące często do nieodwracalnych konsekwencji.

Jedną z ekstremalnych konsekwencji są tak zwane „koszty zdartych zelówek”, wynikające z tego, że przy wysokiej inflacji ludzie dążą do utrzymywania mniejszych zasobów gotówki, co związane jest z koniecznością dojazdu do banku lub bankomatu. W polityce oznacza to bezsens uczestniczenia w wyborach, na zasadzie: obojętnie kogo wybierzemy, lepiej i tak nie będzie.

Kolejną konsekwencją inflacji w ekonomii jest zmniejszenie się dochodów osób, których nominalne dochody są stałe.

A jak działa to w polityce? Bardzo prosto – w polityce wiara wyborców w ustabilizowane partie polityczne zaczyna topnieć, pojawiają się wątpliwości, demonstracje i strajki. W sferze zaufania do polityki pojawiają się więc widoczne „straty” – zamiast „dochodów”.

A to jest już polityczna hiperinflacja, która prowadzi bezpośrednio do całkowitego załamania systemu politycznego.

Prawo Kopernika-Greshama funkcjonuje więc również w polityce.