Potencjał emigracji

Z cyklu:-” Polonia – uśpiony potencjał”

autor: Małgorzata Wirkus

Myślę, że przede wszystkim powinniśmy określić jak pojmujemy Polonię. Czy widzimy ją jako ogół Polaków mieszkających poza granicami Polski, czy raczej uważamy, że są to osoby urodzone w Polsce lub polskiego pochodzenia, związane emocjonalnie ze sprawami polskimi.

Osoby te, często urodzone poza naszym krajem, w  lub trzecim pokoleniu zachowują związki z polską tradycją i kulturą narodową i identyfikują się w różnym stopniu z problemami naszego kraju. Można zaryzykować twierdzenie, że w chwili obecnej na terenie Polski mieszka około 38 milionów osób, i że według danych szacunkowych, poza Polską mieszka ponad 21 milionów Polaków Mówimy wiec o niebagatelnej ilości ponad 60 milionów osób polskiego pochodzenia, które mieszkając w Polsce lub pracujące dla naszego kraju i budując jego siłę i potęgę, stanowiłyby wspólnotę, z którą każdy kraj musiałby się liczyć.

Rozproszono nas, a właściwie my pozwoliliśmy się rozproszyć z powodów, od opisywania których książki historyczne zapełniają wiele półek w bibliotekach. Przez rozbiory; powstania, zsyłki i rekwirowanie majątków z przez wojny kiedy rabowano kraj, a naród skazywano na cierpienie i zagładę, traciliśmy kolejne pokolenia. Zabijano je lub wynaradawiano, głodzono i wywożono daleko od Polski, z której przez długie lata nie przebił się choć jeden głos świadczący, że „wiemy o Was, nie zapomnieliśmy, przyrzekamy, że wrócicie”.

Byłam w Duszanbe i wAłma Acie w 1967 roku z grupą studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Kolega zgubił zegarek, poszliśmy do najbliższego „univermagu”, żeby kupić nowy. Mówiliśmy po polsku… Za ladą stała piękna, jasnowłosa kobieta. Wyłożyła na ladę zegarki, na które łzy zaczęły płynąć z jej oczu. W rogu sklepu stał mężczyzna, Kazach. Staliśmy jak sparaliżowali. Zaczęłam do niej cicho mówić, że jesteśmy studentami z Polski. Nie odpowiedziała. Napisałam na skrawku papieru swój adres.

Wypisując rachunek włożyła papier do rękawa fartucha.Jej łzy nadal kapały na blat. Panowało całkowite milczenie. „Uchoditie” – powiedział Kazach. Wyszliśmy  Nie napisała. Cierpienie tej kobiety zawisło nad całą naszą grupą. Wspominamy je do dzisiaj.

Trwający ponad pół wieku okres pełnej izolacji Polaków, deportowanych z Ukrainy w środkowo -azjatyckie stepy, zwłaszcza do Kazachstanu, stworzył ogromne spustoszenie wświadomości zesłanych politycznie ludzi. Nadzieja zniknęła i bardzo trudno było ją obudzić przez przedstawicieli Polski, którzy zjawili się tam w 1994 roku. Konsulowie nie byli przygotowani na często dramatyczne rozmowy, księża nie rozumieli języka, który przekształcił się w mieszaninę polsko-ukraińsko-kazachsko-rosyjskiego. Niemcy zabierali swoich ludzi, nasi obiecywali, że Polaków zabiorą. Wielu z nich tkwi tam do dziś.

Ponieważ tematem naszej dyskusji jest posiadanie przez Polskę ogromnego potencjału osób pochodzenia polskiego poza granicami kraju, musimy sobie powiedzieć, że Polska, mając święty obowiązek sprowadzenia do kraju Polaków i ich rodzin, których marzeniem jest powrócić do ojczyzny, często tylko po to, żeby złożyć tu swoje kości, musi także zdawać sobie sprawę, że powracający będą przyjeżdzali z różnych stron, i że nie wszyscy będą mogli się szybko wtopić w demokratyczny system państwa. I na to należy być przygotowanym.

Rządy w Polsce nie widziały potrzeby wyciągnięcia reki, a zwłaszcza pomocnej dłoni do wielu Polaków mieszkających poza granicami kraju. Z kolei Polacy szerokim łukiem omijali siedziby ambasad i konsulatów polskich w wielu krajach. Tam się po prostu nie chodziło, chyba, że była jakaś nagląca potrzeba. Najniższy personel mówił, co prawda, w języku kraju, do którego został wysłany, ale zwyczajowo był tak impertynencki, że sprawy załatwiało się jak najszybciej, używając przy tym różnych forteli. To się zmieniło, urzędniczki wygrzeczniały, czasami udaje się załatwić coś od ręki, konsulowie są w biurach w godzinach pracy. Inicjatyw, spotkań i imprez jest niby więcej, ale nie do tego stopnia, żeby integrować Polonusów z macierzą. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nigdy w dziejach powojennych nie zdało egzaminu propagowania polskości za granicami kraju. Wyjątki tylko potwierdzają regułę.

W latach trzydziestych powstały programy promocy i łączenia Polaków rozrzuconych po świecie z ojczyzną. Tamte rządy widziały tę konieczność. W 1929 roku odbył się I Zjazd Polaków z Zagranicy, na którym powołano Radę Organizacyjną, koordynującą inicjatywy służące sprawom polonijnym . W czasie II Zjazdu powstał Światowy Związek Polaków z Zagranicy „Światpol”, na którego czele stanął marszałek Senatu Władysław Raczkiewicz. „Światpol” współpracował z organizacjami oświatowo-kulturalnymi na obczyźnie, zbierał fundusze na pomoc wydawnictwom polonijnym inainicjatywy krzewienia tożsamości narodowej wśród młodych pokoleń Polaków urodzonych na emigracji. Czy ktokolwiek pamięta dziś , że z Argentyny przybył cały oddział Polonusów, by pomóc Polsce tuż przed inwazją Niemiec?  Część z tych ludzi ledwo mówiła po polsku, ale wierność polskim ideałom zachowała głęboko w swoich sercach.  Z synem ochotnika z tamtych lat rozmawiałam w Buenos Aires. Skromne mieszkanie, na ścianie obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, na biurku gazety z przedwojennej Polski. „ Polskość – powiedział mi – to jest wielka wartość. My w naszych tutejszych organizacjach uczymy tego. A co wy robicie w Polsce? Czego uczycie wasze dzieci?” 

Rządy powojenne najpierw były ustosunkowane wrogo do każdego przybysza, zwłaszcza z Zachodu, póżniej, po kolejnych przemianach zainteresowanie rządów objawiało się przede wszystkim wyławianiem zamożnych Polaków, którzy byliby zainteresowani inwestowaniem w Polsce. Inwestowaniem na polskich, niekorzystnych dla businessu warunkach, pod czułym okiem służb specjalnych. Rozmawiałam na ten temat nie raz ze Stefanem Lewandowskim, prezesem Klubu czy Stowarzyszenia  Inwestorów Zagranicznych. Było to za rządów Aleksandra Kwaśniewskiego, rządów dla których Polonia oznaczała tylko jedno – możliwość uzyskania łatwych pieniędzy.

Po 1989 roku zaczął się masowy napływ do Waszyngtonu osób z władz Solidarności, osób reprezentujących nowy rząd, nowe /stare władze z propozycjami interesów „nie do odrzucenia”. Mogłam nabyć gospodarstwa rolne, fabryki, upadające zakłady pracy i może, gdybym się uparla, kupiłabym część serca Solidarności, Stocznię Gdańską. Nazwiskaludzi, kupczących dobrami polskimi, które przecież nie należały do nich, a do suwerena,  do narodu, spotykam w mediach do dziś . Prezesi spółek, właściciele wielkich gospodarstw rolnych, przedstawiciele Polski w strukturach Unii Europejskiej. Polonia amerykańska i kanadyjska nie chce z tymi ludzmi mieć nic wspólnego. Ani ambasada ani konsulaty nie są w stanie namówić Polonii na branie udziału w jakichkolwiek inicjatywach, które mogą sugerować kolejne próby oszustwa. Czasy zbierania pieniędzy, pod jakimkolwiek szyldem, się skończyły. I nie dlatego, że Polonia jest biedna (nie jest, choć do najbogatszych nacji na pewno nie należy), ale dlatego, bo z daleka widać więcej i lepiej, bo jest internet, prywatne telewizje, prywatne gazety i książki. To są dla Polonii żródła informacji, także o Polsce.

Amerykańską i kanadyjską Polonię stać na wysyłanie dzieci do dobrych szkół i dobrych uczelni. Podróżowanie, kino, teatr, koncerty mają wpisane w życie. Internet jest używany na codzień, bo trzeba się było go nauczyć choćby ze względu na dzieci. Krakowskie i góralskie stroje wkładają na parady uliczne, żeby zaakcentować swoje pochodzenie…

Wielu Polaków zajmuje dobrze płatne stanowiska w znanych firmach, wielu ma swoje businessy, swoje biura i swój pogląd na świat.

Wielu – nie wszyscy. Najgorzej sytuacja wygląda w polskich gettach, w rodzinach  wielodzietnych, gdzie o podstawie do życia, czyli nauce angielskiego, zapomniano i gdzie ludzie nie wiedzą jak się upomnieć o swoje prawa. Konsulaty polskie bardzo rzadko się tymi ludźmi interesują. Musi dość do tragedii, żeby to zainteresowanie obudzić. Nie ma też silnych polskich organizacji, żeby tym ludziom pomóc. Czasem pomaga kościół, czasem przygodni znajomi niekoniecznie polskiego pochodzenia.

Rząd Polski ma program współpracy z Polonią i Polakami za granicą na lata 2015-Mieści się on na 18 stronach maszynopisu izostał opublikowany wlipcu 2015 roku. Można go odszukać w internecie i porównać z rzeczywistością. Istnieje Stowarzyszenie ,,Wspólnota Polska”, powołana w lutym 1990 r. z inicjatywy marszałka Senatu I kadencji Andrzej a Stelmachowskiego, jako o rganizacja pozarządowa.

W pierwszych latach Stowarzyszenie skupiło się na pomocy naszym rodakom zamieszkałym na terenach byłego Związku Radzieckiego. Środki z budżetu Kancelarii Senatu sięgają każdego roku 75 milionów złotych. Budowane i odbudowywane z tych środków są domy kultury polskiej, ważne dla każdej społeczności. Powstają one na całym świecie, tyle że proces ten jest niestety powolny.

Ważną sprawą dla naszych rodaków na Wschodzie jest ustawa o Karcie Polaka, która weszła w życie w 2008 roku i wprowadziła istotne ułatwienia i przywileje m.in. dostęp do polskiej edukacji, refundacje kosztów wizy i pozwolenie na wielokrotne przekraczanie granicy.

“Wspólnota Polska “ zorganizowała Kongres Oświaty Polonijnej winarcu 2011 roku. jest także Instytut Kształcenia Ustawicznego ,,Wspólny jezyk”, propagujacy e -lerning, czyli klasy wirtualne, ciekawy portal międzynarodowy łączący studentów  i nauczycieli z różnych stron Polski, Europy i Świata.

Ponadto należy wspomnieć o dwóch innych organizacjach polonijnych.

Są to Europejska Unia Wspólnot Polonijnych EUWP, utworzona 27.07.2009 r. jako rada instytucji i organizacji społeczno-kulturalnych z nowym sekretariatem wybranym na IX zjeździe EUWP w Rzymie, 24 października 2015 roku oraz Rada Polonii Świata  (World Polonia Council) umiejscowiona w Toronto w Kanadzie, która wywodzi się z konferencji zorganizowanej w 1975 roku w Waszyngtonie w Stanach Zjednoczonych. Rada Polonii Świata zawsze kierowała się ponad tysiącletnią tradycją Narodu Polskiego, wynikającą z kultury łacińskiej i silnych związków z Kościołem.

Nie sadzę, żeby te i inne zrzeszenia organizacji polonijnych miały wspólne inicjatywy i aby występowały z nimi przed rządem Polski jako przedstawiciele Polonii.

Natomiast przed rządem Polskim staje nielatwe zadanie pozyskania tych 21 milionów Polonusów żyjących na świecie dla sprawy polskiej. Nie widzę żadnych starań o wykorzystanie wiedzy i doświadczenia polonijnych naukowców i nauczycieli szkół wyższych do podniesienia naszej wiedzy wdziedzinach gospodarki, edukacji inauki. Nauka języków obcych w Polsce kuleje już od szkoły podstawowej. Trzeba stworzyć specjalne letnie kursy dla nauczycieli, aby uczyli dzieci mówienia, pisania imyślenia po angielsku, niemiecku, amerykańsku. Należy stworzyć programy wymiany uczniowskiej i studenckiej, takiej, jaką ma wiele innych krajów. Ty przyjeżdżasz do mojej rodziny na miesiąc lub dwa i potem ja jadę do twojej rodziny na ten sam okres. Nic nie nauczy młodzieży mówienia i myślenia tak, jak to robią takie programy. Trzeba ich nauczyć jak wygląda świat i jak na tym tle prezentuje się Polska. Zaręczam, że docenią unikalność tego doświadczenia. Należy także rozwinąć system stypendialny dla młodzieży polonijnej, pragnącej studiować lub uczyć się w Polsce. Mamy już pierwsze próby, ale daleko nam do tego, co naprawdę możemy wtej dziedzinie zrobić. Rok pobytu w Polsce, rok nauki lub praktyki, to nowe znajomości, nowe życie, poznanie piękna Polski, konfrontacje poglądów. Tego się nie zapomina. To wiąże ze “ starą ojczyzną” . To ci młodzi ludzie poniosą Polskę na swoich skrzydłach w świat, będą o niej opowiadać, pokazywać zdjęcia, chwalić się kontaktami, może nawet zakochają się i zostaną z nami. Może będą dawali korepetycje językowe swoim kolegom. Możliwościom w tej dziedzinie nie ma końca.

 

Źródło: POLITYKA POLSKA 5(25) maj/ 2017

Orginały miesięcznika „Polityka Polska”, można zamówić na stronach internetowych: http://politykapolska.eu/