Polonia w Proszku

Polonia w USA

Wszystko to może wyglądać na niezrozumiały paradoks: Amerykanie polskiego pochodzenia stanowią sporą grupę w takich stanach, jak Pensylwania, Michigan i Ohio, które 4 listopada mogą rozstrzygnąć o wyniku wyborów. Ale ta sprzeczność przestaje dziwić, kiedy przyjrzymy się liczebności polskiej diaspory – od spisu powszechnego z roku 1990 do spisu z roku 2000 ubyło ponad 388 tys. Amerykanów przyznających się do polskiego pochodzenia. Poza tym Polonia bogaci się i roztapia w społeczeństwie amerykańskim.

Po osiągnięciu sukcesu materialnego Polonia głosuje tak jak reszta amerykańskiej klasy średniej. Zniesienie wiz czy tarcza antyrakietowa nie wzbudzają już takich emocji, jak sprawa przyjęcia Polski do NATO – uważa prof. John Micgiel, wykładowca prestiżowego Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku i pomysłodawca koncepcji stworzenia na uczelni stałej Katedry Studiów Polskich. Ta idea spotkała się z większym zainteresowaniem w Polsce niż wśród Polonii (choć Ukraińcy na przykład mają w USA pięć takich katedr). Do tej pory na ten cel udało się zgromadzić – głównie dzięki ofiarności polskiego biznesu znad Wisły – zaledwie 800 tys. dolarów (potrzeba 3 mln dolarów).

Polscy Amerykanie mogą się natomiast poszczycić ogromną liczbą organizacji i kierujących nimi prezesów – centrum koordynacyjnym dla prawie trzech tysięcy polonijnych organizacji jest Kongres Polonii Amerykańskiej (KPA). Niestety brak im zdolnych przywódców, pieniędzy na działalność organizacji (na którą amerykańscy Polacy łożą niezbyt hojnie), a przede wszystkim umiejętności zgodnego, długofalowego działania. Polacy są jedną z zamożniejszych grup etnicznych w USA, ale w większym stopniu niż inne diaspory koncentrują się na swarach i kłótniach wewnętrznych. Na skuteczne działanie nie starcza już energii.

– Nie widać, aby sztaby obu kandydatów zabijały się o głosy Polaków – potwierdza Jerzy Różalski, działacz polonijny i dziennikarz z polonijnego radia Polskie Rozmaitości w Michigan. Jednak przyczyn tej sytuacji należy szukać w postawie Polonii. Wiosną tego roku KPA wysłał startującym w wyścigu prezydenckim kwestionariusz dotyczący spraw najważniejszych dla Polaków. Odpowiedział tylko jeden z kilku ówczesnych kandydatów – senator Barack Obama. Ale KPA nie zrobił nic, by walczyć o zainteresowanie pozostałych kandydatów, nawet nie zabiegał o spotkania z nimi.

Dziś wszystko wskazuje na to, że to Obama może liczyć na sporo głosów Polonii, szczególnie w stanach leżących w regionie Wielkich Jezior, jak np. w Michigan. – Nie jest wykluczone, że Polacy staną się republikanami Obamy, tak jak w roku 1980 byli demokratami Reagana – mówi Kamila Dworska, dyrektor programowy polskiej stacji radiowej WVNR w Chicago, przypominając wybory prezydenckie w 1980 roku, kiedy Polacy głosujący zwykle na demokratów przeszli na stronę republikanów.

Wówczas powodem tej wolty były galopująca inflacja pod koniec rządów Cartera oraz zdecydowana postawa republikanina Ronalda Reagana wobec Związku Sowieckiego i jego sympatia dla Polski. Później Amerykanie polskiego pochodzenia głosowali na republikanów, tak jak większość amerykańskich katolików. Obecnie, szczególnie wśród młodszego pokolenia Polonii, wahadło znów przesunęło się z powodów gospodarczych na stronę demokratów.

– Amerykanie polskiego pochodzenia są klasycznym wahadłowym elektoratem mieszkającym z reguły w stanach takich jak Michigan, gdzie bezrobocie jest większe niż w pozostałych – mówi prof. Michael Szporer z Uniwersytetu Maryland.

Ale i takie teorie mogą się okazać nazbyt optymistyczne, bo być może w tych wyborach Polonia w ogóle nie wystąpi jako zwarta grupa. Nawet przejawy jej poparcia dla Obamy są dość znikome. W polskim dziale witryny Polish Americans for Obama zarejestrowała się garstka zainteresowanych: około 200 internautów, a na forum portalu stworzonego przez pismo „The White Eagle” (a nie Kongres Polonii Amerykańskiej!) w celu nakłonienia Polonii do głosowania do tej pory wpisało swoje nazwiska zaledwie 20 tys. amerykańskich Polaków.

Wobec takiej bierności trudno się dziwić, że maleje rola polityków przyznających się do polskich korzeni w Kongresie (4 listopada wybierana jest Izba Reprezentantów i jedna trzecia Senatu). Obecnie w Senacie zasiada tylko trzech senatorów polskiego pochodzenia: demokratka Barbara Mikulski oraz republikanie Lisa Murkowski i odchodzący z polityki senator Chuck Hagel. W liczącej 435 deputowanych Izbie Reprezentantów jest jeszcze gorzej: znanym graczem politycznym jest tylko jeden z czterech deputowanych polskiego pochodzenia – John Dingell, demokrata ze stanu Michigan, przewodniczący komisji energii i handlu. Znajomo brzmiące nazwiska noszą dwaj gubernatorzy: demokrata Ted Kulongowski z Oregonu oraz Tim Pawlenty z Minnesoty, który miał szansę wystartować w tych wyborach jako wiceprezydent z McCainem. Ale na tym krótka polska lista w polityce amerykańskiej się kończy.

W porównaniu z innymi wpływowymi narodowościami w USA to nad wyraz mizerna reprezentacja. W Izbie Reprezentantów jest 13 polityków pochodzenia żydowskiego, a w Senacie aż 30 (5 milionów w USA). Duże wpływy mają także Ormianie (czterech ustawodawców na 400 tys. Ormian). Amerykanów włoskiego pochodzenia (15,6 mln w USA) reprezentuje w Kongresie sześciu senatorów i 24 kongresmenów, w tym Nancy Pelosi, przewodniczącą Izby Reprezentantów.

W przeszłości Polonia też miała całą plejadę znanych polityków, choćby Clementa Zablockiego, kongresmena z Partii Demokratycznej (był przewodniczącym komisji stosunków zagranicznych). Teraz pozostała jedna sława, profesor Zbigniew Brzeziński – były doradca ds. bezpieczeństwa państwa w ekipie demokratycznego prezydenta Jimmy’ego Cartera. Ale nawet profesor Brzeziński w wywiadzie dla „Nowego Dziennika” przyznał, że „nie ma czegoś takiego jak polskie lobby”. Przedstawiciele Kongresu Polonii Amerykańskiej potwierdzają, że w wysiłkach np. na rzecz zniesienia wiz mogą liczyć na poparcie najwyżej 65 ustawodawców (spośród 535) przyjaznych Polsce – z reguły z okręgów zamieszkanych przez liczną Polonię.

Amerykańscy Polacy coraz szybciej się asymilują: zaczęli się osiedlać w stanach, które obecnie przeżywają najbardziej dynamiczny rozwój: na Florydzie, w Arizonie, Nevadzie, w stanie Kolorado. W tradycyjnie niepolskich stanach łatwiej stracić tożsamość etniczną niż np. w nowojorskim Greenpoincie, gdzie wciąż można dać sobie radę bez znajomości angielskiego. – Polacy świetnie się w Ameryce asymilują i jest to proces naturalny, poza tym większość – niektórzy uważają, że nawet dwie trzecie emigracji solidarnościowej – wróciła do Polski – mówi Czesław Karkowski, redaktor naczelny nowojorskiego „Nowego Dziennika”. Po wejściu do UE to Polska, a nie Ameryka jest nową ziemią wielkich możliwości. Dodatkowo ataki z 11 września 2001 r. spowodowały, że wszyscy imigranci, także Polacy, chcą być bardziej amerykańscy niż rodowici Amerykanie.

Przede wszystkim jednak – tutaj rozmówcy „Newsweeka” są zgodni – Polonia cierpi na brak oddanych przywódców. – Na podstawie swojej polonijnej działalności wiem jedno: ani Moskal, ani Spula nie dorównują Mazewskiemu – mówi Jerzy Różalski, porównując ostatnich dwóch prezesów KPA, czyli Edwarda Moskala, który wsławił się antysemickimi wypowiedziami, i obecnego prezesa Franka Spulę z Alojzym Mazewskim, prezesem KPA w latach 1968-1988.

– Prezes powinien pracować wyłącznie dla Kongresu Polonii Amerykańskiej i za swoją pracę otrzymywać pensję. Tymczasem łączy on społeczną pracę w Kongresie Polonii Amerykańskiej z kierowaniem Związkiem Narodowym Polskim – tłumaczy Różalski. ZNP, założony w XIX wieku jako organizacja bratniej pomocy z aktywami ponad 500 mln dolarów, nie narzeka na brak środków, w przeciwieństwie do KPA, na rzecz którego nikt nigdy nie zorganizował profesjonalnej zbiórki pieniędzy.

– Kongres Polonii coraz bardziej koncentruje się na utrwaleniu polskiego dziedzictwa kulturowego, niż na działalności politycznej – podkreśla prof. Michael Szporer z Uniwersytetu Maryland. Przedstawiciele Kongresu Polonii Amerykańskiej, pytani o udział Polonii w wyborach, wzruszają ramionami. Październik jest Miesiącem Polskiego Dziedzictwa Kulturowego w Ameryce i działacze mają dziś ważniejsze sprawy na głowie: dużo słyszy się teraz o Kościuszce, Pułaskim, kiełbasie, pierogach, a bardzo niewiele o wielkiej polityce. Troskliwe pielęgnowanie przeszłości jest o wiele łatwiejsze niż robienie sensownych planów na przyszłość.

Tadeusz Zachurski z Nowego Jorku, współpraca Marek Rybarczyk

SPONSOR WYDRUKU

http://www.axelspringer.pl