„Noc zbliżała się ku końcowi”… część II

   Przyroda stworzyła wilka do życia w pobliżu człowieka. Człowiek pozwala wilkowi naturalnie przeżyć, a z drugiej strony obecność wilczej watahy odstrasza liczne stworzenia, w ten czy inny sposób mogące ludziom zagrozić. Oby tylko jedni drugim nie wchodzili zanadto w drogę. Tak jest w naturze. Niestety, nadeszła cywilizacja, o czym polski wilk wie tylko częściowo.

 

   Tym razem jednak instynkt przeważył. Wilk doskonale zna, gdzie znajdują się ludzkie osady. Przecież tam chodzi się na obiad, gdy z jakichś względów zabraknie w lesie pożywienia. Ale samotne młode to w przyrodzie coś nienormalnego, coś, co niezgodne jest z Prawem Natury.
   Wilk poczęstował się resztą zawartości koszyka i chcąc zwyczajem wilczym podzielić się z dzieckiem jadłem, przystąpił do regurgitacji. Wnet jednak zaniechał, widząc przerażoną minę dziewczynki w reakcji na pierwsze odgłosy wymiotne, niezbyt widać apetyczne dla człowieczego ucha.

   Ludzka wataha zajmowała terytorium położone zupełnie niedaleko. Gdyby nie niezwykłość sytuacji, mogłoby się wydawać, że mała dziewczynka wyprowadza na spacer dużego psa, podążając w podskokach za zwierzęciem. Jednak po uważniejszym spojrzeniu na olbrzyma, poznać można było po sposobie poruszania się, że jest to stworzenie urodzone i wychowane w puszczy, związane z puszczą i będące jej częścią. Długi, płynny krok, oszczędzający energię pozwala na przebywanie wielkich odległości bez najmniejszego zmęczenia. Wielkie łapy stawiane są w jednej linii, w przeciwieństwie do psa, co dodatkowo zwiększa szybkość biegu.        Wataha wilków porusza się w ten sposób, że idąc jedno za drugim, każde zwierzę stawia łapy w miejscu, gdzie uczynił to jego poprzednik. Taka metoda ułatwia przemieszczanie się w śniegu, trawie, błocie i utrudnia podążanie tropem wilków, a nazywa się sznurowaniem. Wilk jest stworzeniem, ktore najlepiej czuje się w stadzie.
   Nie minęło dwadzieścia minut, jak las zaczął rzednąć. Wytrawny myśliwy zatrzymał się w zaroślach, wstrzymując biegnacą za nim dziewczynkę. Sunąc brzuchem po igliwiu, wyczołgal sie w pachnące dymem ognisk kartoflisko i przypadł w miedzy. Szare oczy obserwowały otwartą przestrzeń dzielącą w miare bezpieczny las od siedliska człowieczego.
Słońce wzniosło się już dobrze ponad horyzont. W najbliższej zagrodzie dało się widzieć jakieś niezwykłe poruszenie. Ludzka rodzina obleczona w dziwne sztywne powłoki wychodziła z nory zbudowanej z sosnowych bierwion i znikała w małym, śmiesznym pudełku na czterech kołach. Z bardzo daleka, z jakiejś dziwacznej, strasznie wysokiej zagrody dochodził jeszcze dziwniejszy zawodzący dźwięk, jakby wilczego plemiennego zawołania, ale słuchanego wspak.
   Wreszcie pudełko strzeliwszy spomiędzy kół niebieskim dymem pobiegło w dal z wielką szybkością i okolica wydawała się już spokojna.
    Wtem z chaszczy rozlegl sie przeraźliwy krzyk dziecka. Wilk zakręcił się w miejscu i pomknął co sił w łapach do miejsca, w którym pozostawił swą podopieczną.
   Dziewczynka stała śmiertelnie przerażona, patrząc rozszerzonymi oczami na wielkie, straszne zwierzę, które parę kroków przed nią pełzło po ziemi w jej kierunku jak ogromna, brunatna, płaska pluskwa. Z niewielkiej głowy niemal całkowicie pozbawionej uszu, patrzyły na nią wściekle przekrwione ślepia, a szeroko rozwarta chrapiąca i sycząca paszcza pełna ostrych zębów zdradzała niedwuznacznie nie bardzo przyjazne intencje. Z futra o długich włosach bił po same niebo przykry zapach podobny do smrodu tchórza.
   Borsuk. Największy przedstawiciel gatunku kunowatych żyjący w Europie. Wielki, silny, odważny, zwinny, wredny, nie waha sie bronić nawet przed dzikiem. Wyposażony przez naturę w długie, ostre pazury, aby przeżyć za wszelką cenę. Trzebiony przez człowieka na futra i na pędzle do golenia.
   Wilk z marszu rzucił się na bestię i ucapił za kark, dławiąc się gęstymi kudłami. Jednak trafił frant na franta. Borsuk wywinął się jak piskorz i nieomal zatopił kły w prawej łapie wilka, mając zamiar odgryźć ją jednym zaciśnięciem szczęk. Ale frant trafił na jeszcze większego franta. Odbijając się od grzbietu przeciwnika, wilk skoczył pionowo w górę chyba na póltorakrotną wysokość własnego wzrostu i zęby tłuściocha kłapnęły głucho zadowalając się powietrzem. Obydwaj zapaśnicy stali teraz naprzeciw siebie w odległości czterech kroków jeden od drugiego. Wilk bulgocząc z głębi gardzieli czekał okazji. Krępy, zwarty borsuk szczerząc paszczę z sykiem zadzieral łeb wypatrując dogodnego momentu, aby w ułamku sekundy rozedrzeć gardło oponenta.
   Borsuk jest nieporównanie zwinniejszy niż wilk. Ten za to, dzięki długim, silnym łapom potrafi odskoczyć na spory dystans i atakować z odległej pozycji. Stary wilk stracił bystrość ruchów z czasów swojej młodości. Wiedział, że w pojedynku z borsukiem może liczyć jedynie na znużenie przeciwnika. Utrzymując więc bez trudności bezpieczną odległość, starał się zyskać na czasie, a przy okazji odwrócic uwagę od dziewczynki.
   Mała dziewczynka ze zadziwieniem patrzyła na walkę. Wielki pies, ponieważ wciąż przekonana była, że bawi sie z pieskiem, zaimponował jej odwagą. Niewiele myśląc podniosła z ziemi kawałek grubej gałęzi, ledwie będąc w stanie go unieść i rozpaczliwie z całej siły walnęła borsuka usiłując trafić w łeb. Rzecz jasna, ten wywinął się zręcznie i w tej samej chwili rzucil się na dziecko. Mała dziewczynka nie ma najmniejszych szans w starciu z wściekłą furią zawartą w zębatym i szponiastym stworze.
   Ale borsuk w ferworze bitwy zapomniał o czymś istotnym. O czymś, co go kosztowało najwyższą cenę. Przecież wilk jest absolutnym mistrzem polowań zespołowych. W tej jednej chwili nieuwagi borsuk został złapany w pół niemal jeszcze w skoku i rozdarty literalnie na sztuki.
   Dziewczynka uciekła. Przebiegła przez pola, bruzdy i wpadła w panice do zagrody po drugiej stronie wyboistej drogi. Za płotem, widocznie czując się bezpieczną, odwróciła się i spojrzała w kierunku lasu. Z chlewa dochodził przeraźliwy kwik nierogacizny. W stajni koń rżał nerwowo. Podwórkowy pies gdzie sie zapodział.
   Po miedzy podążał niespiesznie w kierunku obejścia wybawiciel małej, szary wilk z paszczą wciąż jeszcze uwalaną w borsuczej posoce i pozostałym po walce morderczym spojrzeniem.
    Dziewczynka poczula się troche nieswojo. Słyszała przy zimowym kominku rozmaite opowieści gości z miasta, którzy mienili się wytrawnymi myśliwymi, a co najmniej znawcami leśnej przyrody i dopiero teraz doszło do jej świadomosci, że ma do czynienia z najprawdziwszym, groźnym wilkiem, prawdziwym zarządcą kniei.
   Wilk dobiegł do pobocza drogi. Rozejrzał się uważnie, pochłeptał z rowu troche wody i nagle zamarł bez ruchu. Zaintrygowana hałasem zwierząt domowych, na ganek wyszła babcia, nawet niespecjalnie posunięta w latach. Zeszła po schodkach na podwórko i w tym momencie dostrzegla wcale nieproszonego goscia, również zastygłszy w przerażeniu. Dziewczynka podeszła do niej i wtedy padło znamienne pytanie:
– Babciu, babciu, czemu masz takie duże oczy?
   Gospodyni wskazała na wilka kościstym palcem.
– W…w….wilk! wykrztusila.
Po czym chwyciła dziewczynkę za rękę i pobiegła w panice z powrotem w kierunku drzwi. Tego wilkowi było za dużo. Po pierwsze, uciekające stworzenia zawsze uważane są przez wszystkich przedstawicieli psiego gatunku za zwierzynę łowną i instynktownie ścigane. Po drugie, instynkt opiekuńczy podpowiedział wilkowi, że stara kobieta usiłuje małą dziewczynkę upolować i zjeść. Najwidoczniej bajki mu się pomyliły. Rzucił się więc, jak przypuszczał, na ratunek, powalając babcię na ziemię i własnym ciałem odgradzając od niej swoją przybraną podopieczną. Z paszczy wciąż jeszcze krwawej zajaśniały groźnie białe wilcze zębiska.
   Babcia zemdlała. Traf chciał, że po piaszczystej drodze biegnącej wzdłuż rzędu wiejskich zagród, wracał z lasu sąsiad, zwyczajem Kurpiów niosąc na ramieniu torbę z grubego sukna, w której tkwił przedmiot podejrzanie wygladający na kłusowniczy obrzyn. Dziewczynka lubiła odwiedzać sympatycznego gospodarza, asystując mu w pracach dookoła obejścia. Przerażona zasłabnięciem babci wybiegła na gościniec.
– Panie Grimm, panie Grimm! Proszę, niech pan babci pomoże, panie Grimm!
   Stary wilk w swoim długim życiu przeszedł niejedno. Wymknął się z niejednej obławy, przemyślnie prowadzonej przez zrzeszonych ludzkich morderców. Przeżył powódź i kilka pożarów lasu. Wyszedł obronną łapą ze starcia z niedźwiedziem. Ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mu sie pędzić tak długo, tak daleko i bez tchu w umęczonych płucach przez pola, gąszcze, zarośla, rzeki, jeziora, byle jak najdalej od tego upośledzonego potwora, który niezręczność i powolność w poruszaniu się kompensuje złośliwą przebiegłością i brakiem poszanowania dla praw matki Natury.
   Daleko, na wschodzie, trzy male liski, co pod wieczór bawiły się beztrosko w polowanie na myszy, natknęły się na leżącego bezwładnie starego, wyczerpanego wilka wciśniętego w kupę liści. Chciały nakłonić go do udziału w swoich igraszkach, ale ten tylko spojrzał bezsilnie spod półotwartej powieki i leżał z wywieszonym jęzorem suchym jak pieprz, dysząc gorącym, niezdrowym oddechem.
   Tymczasem pan Grimm już w wyobraźni liczył złotóweczki, jakie przynieść mu miała opowieść o straszliwym wilku snuta letnikom w miejscowym domu kultury. Nawet już wymyślił tytuł owej historii: “Bajka o Czerwonym Kapturku”…

@Bartłomiej W.

Kulisy powstania “Bajki o Czerwonym Kapturku”…
Część I -sza

https://www.polishnews.com/witaholidays/esejeessays/4455-noc-zbli%C5%BCa%C5%82a-si%C4%99-ku-ko%C5%84cowi