Marcisz Bielski rozmawia z osobą nieznaną publicznie

 

 

 

Motywem do napisania tego tekstu, stała się autentyczna rozmowa, jaką autor przeprowadził z jedną z czytelniczek, po opublikowaniu na polishnews.com artykułu pt. „Restauracja Burbonów”. Dla osób, które nie czytały artykułu, powiem w skrócie, że materiał dotyczy powtarzalności zdarzeń historycznych i w tym sensie samo-odnawialności zjawisk, które już uznano za takie, które przeminęły, aby po latach powrócić w może tylko fasadowo zmienionej formie. Są za to nowe nazwiska i nowe twarze, ale to właściwie tyle w tym nowego. A, jeszcze jeden drobiazg. Czasem zdarza się nam zderzyć z rzeczywistością, którą kiedyś w podręcznikach nazywano okresem schyłkowym czyjegoś panowania, albo prowadzącym do upadku jakiejś dynastii, kultury czy cywilizacji. Ja wiem, że wszelkie takie odniesienia do współczesnej sytuacji nie mają najmniejszego sensu, bo przecież mamy już upragnioną wolność i demokrację. Poza tym nie jestem historykiem, więc nie mam prawa wypowiadać się na taki temat. Niestety, pośród wielu błędów, które już wcześniej popełniłem, doszedł i ten kolejny. Nie jestem pewien, czy Państwo zdobędą się na wyrozumiałość.

 

MB: Witam Panią i dziękuję z góry, że zechciała Pani przystać na zaproponowaną formułę rozmowy.

JP: To drobiazg. Napraszał się Pan, to ja mówię czemu niby nie. Jest okazja wygarnąć w oczy, co myślę o tym pisaniu.

MB: Czy zechciałaby się Pani przedstawić czytelnikom?

JP: Panie Marciszu, po co mam od początku rozmowy zajmować się manipulacją czytelnikami. Jakie znaczenie ma to, czy jestem biała czy zielona, albo piękna i porywająca, etc.? Niech wystarczy, że panu się tak wydaje. Zajmijmy się tym, co ja myślę o tym, co pan robi, to znaczy o czym pan pisze.

MB: No tak, ale zwykle ludzie chcieliby wiedzieć, kto się wypowiada, jakieś mini CV, czy coś takiego.

JP: Zróbmy tak – pan mi zadaje pytania, ja odpowiadam co o tym myślę, a to kim jestem, pozostawimy na lepsze czasy.

MB: Nie da się Pani uprosić?

JP: Nie.

MB: Kiedy zapytałem panią o opinię w sprawie materiału p.t. „Restauracja Burbonów”, pani odpowiedziała pytaniem: co pan nam chciał przez to powiedzieć? Przyznam się, że zdumiałem się niesamowicie.

JP: Co pana tak zdziwiło? Ludzie restaurują różne zabytki, a nawet siebie gdzieś restaurują, no a panu zachciało się o tym napisać artykuł. To znaczy, wymienił pan kilka krajów, rozumiem że jako przykłady, gdzie akurat coś tam odrestaurowano. No i to ma być takie ważne, czy jak? No i właśnie brakło mi takiego zakończenia. Skoro odrestaurowali, to znaczy że dbają o kraj, o kulturę, o wszystko. Tyle, że pan ich za to nie chwali wcale. Mało tego, jak pan pisze o Polsce, to nawet słowem się pan nie zająknął o odbudowie Warszawy czy restauracji zabytkowego Krakowa, czy wielu innych miejscowości. Za to nie podoba się panu bezrobocie, emigracja i takie tam… Gdzie pan napisał ile w tym kraju zrobiono rzeczy dobrych, wspaniałych, ba najlepszych?

MB: Przyznaję bez cienia skruchy, że to pole oddałem w uprawę innym. Jak coś jest dobrze zbudowane, to przecież nie ma co tego ulepszać. Jednak jeżeli zamiast mostu stoi prowizorka i wszyscy się już do tego przyzwyczaili i nawet nie zamierzają o tym myśleć a nie mówić, a co dopiero robić, to ja mam właśnie pole do zaorania. Próbuję ten most postawić, choć nikt mi nie wierzy, że to możliwe. Ja nawet wiem, że to dobrze, że oni mi nie wierzą, ale od tego mostu nie przybędzie.

JP: Panie, niech pan zrozumie. Jesteśmy z dala od kraju, na emigracji. Nie wiemy, co się tam dzieje, czasem coś przeczytamy albo usłyszymy, albo pojedziemy z wizytą do rodziny. To wszystko to za mało, żeby im tam radzić, co mają robić. Oni dobrze wiedzą. Im nasze rady są niepotrzebne. O Polsce powinniśmy zawsze mówić dobrze.

MB: Ja nie ograniczam się tylko do mówienia dobrze. Ja także myślę o Polsce jak najlepiej, z jak najlepszą dla niej nadzieją na przyszłość i jak najlepiej Polsce i Polakom życzę. Trudno mi jednak gołym okiem nie zauważyć hipokryzji, niegospodarności lub braku dobrej woli, tam gdzie to jest widoczne bez przyrządów powiększających i tam, gdzie wszyscy o tym mówią, spierają się o to i piszą o tym dzień i noc. Mam udawać, że nic do mnie nie dociera? Nie jestem lunatykiem.

JP: Oni tam w Polsce mają prawo do tego, aby sobie dyskutować o tym co ich dotyczy. My żyjemy w innym kraju i takie wtrącanie się w nieswoje sprawy wygląda niepoważnie. Czy pan chce, żeby panu ktoś przychodził do business’u i radził co lepiej robić, jak i za ile?

MB: Myślę następująco: jeżeli ktoś składa mi ofertę a ja ją przyjmuję, bo mi odpowiada, to dlaczego nie? Ja nie boję się ulepszeń, ani także nie boję się, że ktoś pokaże mi mój własny błąd. Bieda w tym, że na tym świecie nieznajomość prawa szkodzi. No a za błędy się płaci. Rozumiem, że mam płacić za mój własny błąd. Natomiast co pani powie, jak ktoś z pani upoważnienia produkuje błąd za błędem, a rachunek wystawia właśnie pani. Jest pani zadowolona? Jak ktoś spowoduje wypadek, to ponosi jego konsekwencje tak lub inaczej i to jest właściwe ustawienie sprawy. Co się dzieje, jeżeli fundusz emerytalny wartości wielu set miliardów dolarów nagle znika? Wiele milionów osób zostaje bez środków do życia. Co mówią wtedy politycy? Powiem pani. Oni wtedy mówią, że już jest za późno na cokolwiek i że trzeba było mówić o tym we właściwym czasie. Mleko się rozlało a my musimy nauczyć się z tym żyć. Nie dodam już ze zwykłej gorliwości, że „rząd się jakoś wyżywi”.

JP: Skąd pan wie, że to pan ma rację? Inni też pracują i też mają swoje racje i wcale nie głoszą tego co pan. Czy pan nie widzi jak Polska się zmieniła w ciągu 20 lat. Ile ludzie mają samochodów, domów, po benzynę nie trzeba stać w kolejkach a w sklepach kupi pan lepszy towar niż w Chicago. A ludzie i tak zawsze narzekali.

MB: Jeżeli pozostaniemy w obrębie materiału pt. „Restauracja Burbonów” to z drżeniem serca stwierdzam jedynie, że zestawiłem tam garść powszechnie znanych faktów, z którymi zapoznać mógł się każdy słuchacz radia lub czytelnik gazet, nawet najbardziej niewiarygodnych. Wszystko to było podane do wiadomości publicznej. Oczywiście po kole, tak jak się to coś tworzyło, ale kto komu przeszkadza w tym aby zapamiętać lepiej a następnie złożyć w całość? Pani pytanie, skąd ja wiem że mam rację powoduje następującą odpowiedź: Ja nie mam racji. Rację ma ten, kto płaci, a ja jestem jedynie wyrobnikiem, to znaczy za to co robię jeszcze jakoś mi płacą. Aby wszystko było jasne, nie ma to nic wspólnego z opłaceniem materiału pt. „Restauracja Burbonów”, ponieważ materiał ten napisałem w prezencie dla czytelników z okazji obchodzenia kolejnej okrągłej rocznicy, a zatem nazwijmy to na koszt własny.

Zastanawiam się jeszcze, czy w inkryminowanym materiale, ja niżej podpisany wykładam jakąś rację, żeby jakoś odnieść się do pani pytania o to czy ją aby mam. Otóż Droga Pani, ja bym poświęcił, to znaczy oddał wszystkie moje racje i jeszcze dołożył cudze, gdyby takie poświęcenie mogło spowodować zatrudnienie choć jednej osoby w Polsce na dłużej niż 5 lat. Ponieważ nic takiego się nie wydarzy, jest to dowód wystarczający na to, że ja tej racji na pewno nie mam. Czy to daje Pani jakąś satysfakcję?

JP: No ale mój panie, po co pan pisze takie „restauracje…” jeżeli na dodatek pan wie, że nie ma Pan racji?

MB: Są na świecie rzeczy niewielkie, małe albo wielkie, bardzo wielkie i nieskończenie wielkie. Nieskończenie wielka jest łaska boska. Ciągle o nią zabiegam. Myślę nawet, że spotkanie z panią odbywało się w jej ramach.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.

[email protected]