Kobiety, ach te kobiety…

Romantyzm

– Powiedz mi, kim byli Mickiewicz, Słowacki i Norwid.

– Nie wiem. A czy pani wie, kto to był Zyga, Chudy i Olek?

– Nie wiem – odpowiedziała ze zdziwieniem.

– To co mnie pani swoją bandą straszy.

Ta moja pierwsza styczność z romantyzmem została głęboko wyryta szkolną linią na pewnej części mojego ciała.

 

Gwoli sprawiedliwości należy sobie uzmysłowić, że dzięki tym nowym ożywczym prądom każda kobieta może dzisiaj do woli czytać romantyczne romanse, tudzież harlequiny i przeżywać we śnie wszelkie upojne duchowe rozkosze czy ekstazy, o jakich na jawie nigdy by się jej nawet nie śniło. Nawet mężczyźni odnieśli wymierne korzyści z nowych buntowniczych idei, gdyż wobec swoich połowic i teściowych, zamiast tylko biernego oporu, zaczęli stosować też czynny (o zgrozo!), który jednak przeważnie kończył się dla nich romantyczno-tragicznym epilogiem w postaci guzowatych narośli na głowie.

 

W trakcie badań nad tym ważnym dla rozwoju ludzkości okresie zwróciłem uwagę na fakt, który został przemilczany przez innych badaczy historii literatury. Otóż ogromnego znaczenia w badanym okresie nabrało zwykłe „pierze”. Oprócz pierzyn, poduszek, kołder i miotełek do pajęczyn znalazło szerokie zastosowanie w różnego rodzajach synonimach i metaforach poetyckich dotyczących kobiet. Już Francesco Piave głosił, że „kobieta zmienną jest jak piórko na wietrze”.

Mickiewicz


Wyczytałem, że Mickiewicz, udając się na emigrację, wcale nie wylądował w Paryżu, lecz w Chicago. Świadczą dobitnie o tym jego słowa: „Kobieto, puchu marny, ty wietrzna istoto… z Wietrznego Miasta”. Wypowiedział podobno te słowa w dowód wdzięczności dla ukochanej Marylki Wereszczakówny, która na podróż dała mu kosza z czarną polewką. Podobno na balu pożegnalnym Marylka zwróciła uwagę Adasiowi: „Uważaj, bo zetrzesz mój puszek dziewiczy”.

 

Te słowa tak wkurzyły początkującego poetę, że po skończonej zabawie rozbił w puch ten jej cały „puszek dziewiczy”.

Zapytajcie się Maryli;

Opowie wam w każdej chwili –

Czuje w kościach do tej pory

Te filareckie amory

I ten poetycki kierat,

W jaki wprzągł ja pan literat!

…Takie ma kobieta szanse,

Gdy się z wieszczem wda w romanse.

A niech która się odważy

Zerwać nici tych szantaży,

Śluza przekleństw się otwiera:

„puchu marny” et caetera!

 

Będąc w Paryżu otrzymał jeszcze kartkę pocztową od swojej nieodżałowanej Marylki: „Kochany Adasiu, pamiętasz swój ostatni pobyt w naszych włościach? Ten zachód słońca, który razem podziwialiśmy. Wyobraź sobie, że wtedy nie tylko słońce zaszło…” Całe szczęście, że przyszły mąż pani Maryli wziął na siebie wszystkie konsekwencje tego wieczornego zachodu… Z powyższych przykładów widać jasno, że nasz piewca był bardzo kochliwy i romantyczny, co jak na wieszcza narodowego było wielce nieprzyzwoite.

 

Koniec końców pan Mickiewicz, który srodze zawiódł się na kobiecie, wziął się za Pana Tadeusza. Tak powstała epopeja narodowa, która na długi czas stała się kopalnią wiedzy o naszym społeczeństwie. Z przeprowadzonych badań na tą epopeją jasno wynika, że mężczyźni tamtych czasów nie przesiadywali z gazetą przed telewizorem, lecz poświęcali cały swój wolny czas kobietom i polowaniom. Ich poświęcenie w tym zakresie nie miało granic. Posłuchajmy zatem słów anonimowego poety, co mówi o głównym herosie tego starożytnego dziewiętnastowiecznego eposu:

 

Cichy wieczór na Litwie, owczarz owce maca

A Tadeusz po studiach do domu powraca.

Chce usprawniać rolnictwo, do pracy aż wzdycha,

Ale Wojski natychmiast daje mu kielicha.

Pod wpływem alkoholu Tadzio czując wenę

Podrywa własną ciocię, starą Telimenę…

Telimena


Na początek młodzieniec urządził wielkie polowanie… na mrówki, które skończyło się wielkim sukcesem i za co cioteczka była mu niezmiernie wdzięczna. Wybaczyła mu nawet zapędy do jej prywatnego matecznika. Miał ci on we krwi żyłkę myśliwską. Pewnego razu siedząc z Telimeną na zimnym kamieniu złapał nawet wilka. Gorzej powiodło mu się w czasie innego polowania, które szczegółowo opisał dla potomnych Stolnik w swoim pamiętniku:

 

„Poniedziałek – gonili my grubego zwierza po lesie.

Wtorek – gruby zwierz gonił nas po lesie.

Środa – przyszedł Hrabia i nas wygonił z lasu.”

 

Wtedy to Hrabia wypowiedział wiekopomne słowa: „Ależ z ciebie ranny ptaszek!” na widok cietrzewia trafionego z dwururki. Najlepsze wyniki w polowaniu osiągnął jednak ksiądz Robak. Strzelił on mianowicie do niedźwiedzia, który zwalił się z hukiem i nie czekając na oklaski pobiegł do swego barłogu.


Pan Tadeusz, poświęcając większość czasu cioci Telimenie, nie zapomniał o jej siostrzenicy Zosi, która ranki zwyczajem dziewic spędzała na płocie. Od Telimeny różniła się tym, że nie była do niej podobna. Dziewczę pałało gorącym afektem do młodziana, który był silny jak Herkules, o czym świadczy dobitnie jego maczuga w Ojcowie (tzw. Maczuga Herkulesa). Ten osiłek kochał swą pieszczochę Zosię nad życie i widział w niej same zalety, a resztę zobaczył w alkowie po ślubie. Trudno oddać dokładnie wszystkie niuanse jej urody i rozlicznych cnót, lecz jedno można bezspornie stwierdzić; była ona jak pieniądz – za wszelką cenę chciała się wydać.

 

W czasie nocy poślubnej młody żonkoś był bardzo miły i szarmancki dla swej oblubienicy i spełniał wszelkie jej zachcianki. Na dowód tego nadworny kronikarz romantyzmu przytacza taki namiętny nocny dialog między świeżo upieczonymi małżonkami:


– Tadzik, bądź miły i powiedz mi przed snem coś czułego, na przykład „kocham cię”.

– Kocham cię.

– Powiedz jeszcze „mój najdroższy skarbie”.

– Mój najdroższy skarbie.

– I dodaj coś od siebie.

– Dobranoc kochanie.

Nawet w dzisiejszych czasach niejeden świeżo upieczony małżonek nie byłby w stanie zdobyć się na tego rodzaju uprzejmy gest wobec swej partnerki.

 

Mickiewicz zaprowadził wśród narodu modę na ballady romantyczne, w których rej wodziły cud-dziewice, co w miłosnym uniesieniu topiły swe wdzięki w jeziorach, lub w innych sadzawkach. Ku pouczeniu i przestrodze zapoznam Państwo z jednym takim przypadkiem. Otóż nad falą modrą i czystą jeziora Michigan stała czterdziestoletnia dziewica, której z oczu płynęły potoki łez a małe jak arbuzy piersiątka wzdymały się czułym westchnieniem burząc toń jeziorną. Cóż miała robić biedna bidula. Wysłała nawet ofertę do Klubu Samotnych Serc i wkrótce zwróconą ją z dopiskiem: „Aż tak samotni to nie jesteśmy”. Opłakując swą smutną dolę zbliżyła się do trampoliny, założyła wianek ruciany na swe pszeniczne kosy, odbiła się od deski… i skoczyła. Wykonując w powietrzu podwójne salto w długiej sukni bez dessous zauważyła mimochodem, jak:

 

… znienacka pienią się fale,

Z fal wstaje złocisty rycerz.

Czuć, że jest duchem po pierwszym słowie,

Groźnie wygląda, lecz godnie.

Pancerz ma z przodu, hełm ma na głowie,

A niżej, jak zwykle… spodnie.

 

Rycerz wyłoniwszy się z jeziornej toni spostrzegł, że lecąca na zatratę dziewoja zatrzymała się nagle ze zdumienia w locie (i do tego do góry nogami). Duch, wrażliwy na cuda natury, zaproponował jej spełnienie wszystkich pragnień, jeśli tylko zechce zostać zaklętą królewną.

 

Nic mi klejnoty, nic mi pałace

– Rzecze dziewica żałosna –

Wszystko zapomnę, wszystko niech stracę,

Czterdziesta mija mnie wiosna!

– To mówiąc spuszcza oczęta. –

Jedno życzenie mam ja ogromne,

Żebym już raz była tknięta.

 

Na to wyznanie i życzenie przeszły ducha piekielnie duchowe ciarki i nie namyślając się wiele 

… ujął ją i rzucił do wody.

Fala zakryła jej lica.

Tak oto zginęła w kwiecie urody

Ostatnia w Chicago dziewica.

Myślę, że do tego całego romantycznego zajścia pasuje morał, który nadal nie stracił na aktualności: „Strzeżcie się dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny…”

 

Jak widać z powyższego, romantyczna miłość wymagała ogromnych cierpień i poświęceń nie tylko ze strony kobiet-dziewic, ale także od bezinteresownych kochanków, którym przyszło złożyć na ołtarzu miłości ofiarę z własnego ciała.

Ówczesny „Kuryer Krajowy”  takimi słowy opisuje jedno znamienne w skutki wydarzenie:

Z jedną panią w namiotku młodziana zastano,

Pojmawszy nazajutrz utopić kazano.

Pojrzy idąc do stawu, a pani wyziera

Z okna. Krzyknie: „Ratuj mię, twój sługa umiera!”

Pani: „Już idź, boć moja łaska nie poradzi.

Po smacznym kąsku wody napić się nie wadzi”.

 

Wszystkie opisane powyżej przykłady z epoki romantycznej miały podłoże literackie, więc najwyższy czas poświęcić trochę papieru innej osobie, stojącej na ówczesnym piedestale społecznym. Mowa o naszym rodaku, Fryderyku Szopenie, alias Chopinie, który od dawna nie żyje, ale którego muzyka nadal prześladuje wielkich artystów. Znał się on doskonale na muzyce, a szczególnie na fortepianie, który wynaleziono specjalnie dla niego. Towarzystwa dotrzymywała mu niejaka George Sand, która należała do czołówki pierwszych światowych emancypantek. Siała ona publiczne zgorszenie paląc fajkę i ubierając się w spodnie i żakiet. Chopin, w odróżnieniu od niej był eleganckim mężczyzną, który wyróżniał się tym, że niczym się właściwie nie wyróżniał. Otóż ten artysta, wszystko co widział, przerabiał momentalnie na muzykę. Nawet swoją kochankę przerobił na własne kopyto. Zagroził jej nawet, że jak nie rzuci fajki, to przerobi ją w nocy na nokturn. Prasa szeroko rozpisywała się na temat debiutu kulinarnego pani Sand i przytoczyła rozmowę szczęśliwej pary:


– Czym kochanie nadziałaś tego pieczonego kurczaka?

– Niczym. On przecież nie był w środku pusty.

 

Zgodzicie się Państwo, że przy takiej kochance tylko żyć, a nie umierać. Maestro jednak umarł, ale nie z powodu niestrawności, lecz na skutek wziewania dymu fajkowego, który rzucił się mu na płuca tak, że całując drogą Sand nie złapał oddechu. Zanim jednak wyzionął całkiem ducha, zdążył ku pamięci wpisać jeszcze do sztambucha ukochanej poniższe słowa:

 

Iakoż się nie ma zdać błaha y pusta

Ludzka obawa śmiertelnej zaguby

Temu, co bacząc twe różane usta,

Daremnie z chęci obumiera lubey?

 

Przeminą iedni, drudzy zasię przydą,

Iako rokrocznie ruń świeża się pleni:

Wiecznie trwa ieno przemożny KUPIDO,

Co IEYMOŚĆ PANNY dziś służką się mieni…

 

Aleksander Wietrzyk