Czy w Ameryce da się żyć?

Głupie dopytywanie o to, ma się dobrze i mówią mi tak trzymać. Wstyd się przyznać, kto tak prawi.

Gospodarka głupcze – ta fraza zrobiła wrażenie zwłaszcza na tych osobnikach, którzy do tej pory, przekonani byli, a właściwie uwierzyli w to, że polityka po pierwsze, drugie i trzecie. Ci którzy zrozumieli, że najpierw gospodarka a potem baraszki poczuli, że grunt pod ich dolnymi kończynami jest miękki. W latach trzydziestych ub. wieku a nawet w jeszcze późniejszych, mówiło się, że czarowanie rzeczywistości przynosi pożytek odwleczenia trudnych decyzji w czasie. Czarowano więc z umiarem. To znaczy używano kłamstwa jako formy przekazu raczej, unikając fałszywych treści. To ambitniejsze zadanie od tego, którego od lat doświadczamy obecnie. Fałszywą treść, podaje się nam w sztucznie upiększonym wymyślnie opakowaniu. Podlewając nałukawym sosem.

Nałukawy sos (kiedyś: naukawy), to nic innego jak pohukiwanie na niewolnika z umysłem przyblokowanym pomrocznością jasną, oraz przekrzykiwanie oponenta. A jak oponenta nie ma to wmawianie nam, maluczkim, że to właśnie dzieło oponenta, który koniecznie musi być idiotą, skoro sprzeciwia się nam jasnością oświeconym.

Wybory w USA AD 2020 to decyzja czy więcej socjalizmu w Ameryce, czy raczej pozostanie przy starych sprawdzonych wzorach amerykańskiej przedsiębiorczości, wolności i konkurencji. W 1994 oraz w 2008 roku Amerykanie postawili na więcej socjalizmu. Operator zewnętrzny zauważy łatwo, że amerykański wyborca, podejmuje decyzje w jednym kierunku, aby po pewnym czasie dokonać korekty i odwołać swój wybór. Nie wiem tego na pewno, czy tak się dzieje dlatego, że wyborca się nudzi, czy dlatego, że lubi lub nie lubi, czy to taki kaprys tylko, czy wybór jest uświadomiony, czy wreszcie dlatego że lubi zmiany.

Liczne doświadczenia z ekonomii, psychologii społecznej, teorii podejmowania decyzji, dowodzą, że ludzie (nie tylko Amerykanie) podejmują decyzje racjonalnie. Zdaje się że jest nawet jakiś Nobel z ekonomii za odkrycie, że ludzie dokonują wyborów tak, jakby kalkulowali co im przyniesie pożytek.

Amerykanie, którzy o polityce mogą coś wiedzieć ze źródeł medialnych, być może kalkulują, że jak im nie pasuje to co akurat się im sprzedaje, to może jak zmienią sobie dostawcę to im to los odmieni. Socjalizm jak mi objaśniono, obiecuje wszystkim, że będą wiecznie młodzi, piękni i bogaci. Kto chce ten wierzy. A wiara przenosi góry, więc dlaczego nie miałaby przynosić władzy, tym którzy tego pragną. Jest to jedno z tych pragnień, które najtrudniej udostępnić każdej i każdemu. A złudzenie udostępniania można zapewnić każdemu i każdej.

Z wyborem dostawcy towaru może być kłopot. Nieznany dostawca, nieznany polityk, to niewiadoma. Kariera amerykańskiego polityka, pnącego się po szczeblach tego typu kariery, polega więc przede wszystkim na zabieganiu o popularność. W innych krajach jest zresztą zupełnie podobnie. Popularność na koszt podatnika, świadczy o osobistym sprycie kandydata a potem polityka. Na przykład ktoś zostaje prokuratorem, jest o nim głośno, a potem startuje w wyborach i ciąg dalszy postępuje jak z bajki o amerykańskim śnie i kopciuszku.

Nota bene, w obecnym wydaniu wyborów, na wiceprezydenta USA startuje osoba, która była prokuratorem w Kalifornii. Być może jest tak, że większość Amerykanów to masochiści, potomkowie niewolników pierwszego lub drugiego rodzaju, obciążeni syndromem wiktymizacji psychologii. Pomysłodawcy wystawiający taką kandydatkę przebadali populację i na tej podstawie stwierdzili, że prawdopodobieństwo wyboru oprawcy przez elektorów jest obiecujące i poszli w to, jak w dym.

Obecna kandydatka na wiceprezydenta, znana jest z tego, że zarówno w kongresie jak i w procesie wyborczym swoich oponentów traktuje tak, jak robi to każdy zawodowy prokurator. Praca prokuratora ma na celu postawienie sprawcy przestępstwa domniemanego lub realnego w stan oskarżenia oraz żądanie wyroku skazującego. W zasadzie prokuratora niewiele obchodzi, czy jego oskarżenie jest umocowane dowodowo; świadczą o tym dobitnie liczne rewizje wyroków, a następnie ich uchylenia i kolejne orzeczenia na rzecz uprzednio skazanych z powodu fałszywego oskarżenia. Ciekawe, czy z taką samą rutyną traktuje ona swoich wyborców, przed i po objęciu urzędu o który zabiega?

Objaśnienia wymaga termin niewolnik pierwszego rodzaju. To ktoś, którego przodek był zarejestrowanym niewolnikiem kolorowym lub nie, bo tak drzewiej bywało. Niewolnikiem drugiego rodzaju staje się zaś ten kto z własnej i nieprzymuszonej woli uwierzył, że jest zniewolony. Niewolników pierwszego rodzaju można ewentualnie próbować wyzwolić.

Wg szacunków ONZ, rozwój niewolnictwa zarejestrowanego we współczesnym świecie jest postępujący z tendencją wzrostu.

Kandydatka na urząd wiceprezydenta puszcza porozumiewawczo oko do potomków niewolników pierwszego rodzaju, obiecując im a jakże odszkodowanie za krzywdy przodków. Nie łudźmy się, że drugi rodzaj zniewolonych tego nie dostrzega!

Amerykanie 4 lata temu stwierdzili, że nawet Obama “z pustego nie naleje”. Wobec tego bez ceregieli w 2016 roku zmienili dostawcę. Na pytanie czy jeszcze pamiętają motywy jakimi kierowali się 4 lata temu, odpowiedzi nigdy nie będzie. Z drugiej strony wiadomo, że pamięć ludzka jest zawodna a w dziedzinie wyborów nie tylko nie wspomaga ale wręcz miesza się z doznaniem dnia dzisiejszego i naporem medialnego przekazu.

Jakaś nadzieja może wynikać z urządzeń konstytucyjnych, powołujących elektorów do decyzji ostatecznego wyboru prezydenta. Nie znamy nazwisk wszystkich elektorów, bo część z nich dopiero zostanie wybranych 3 listopada. I tak zresztą nie wiemy jak zagłosują. * Jedyne czego możemy być pewni w tym czasie to wzrostu politycznego wrzenia. Co przecież nie zmieni przyrodniczego faktu, że wkrótce potem znaczne połacie Ameryki i tak pokryje warstwa zupełnie zimnego śniegu a specjaliści od politycznego marketingu, uznają ten fakt za kolejny dowód (niekorzystnej) zmiany klimatu.

Ale nie łudźmy się, stanie się tak bez względu na wybór nowego / starego prezydenta.

* W ostatnich latach ustawodawcy w kilku Stanach (chyba m.in.w Georgi) podjęli starania o ustawowe zobowiązanie elektora (elektorów) do głosowania zgodnego z wolą wyborców Stanu, który go na ten urząd popierał i w rezultacie dzięki temu tamże się znajduje.

Marcisz Bielski 10/10/2020