Chicagowski Rap-II

 

Egzystencja wymarzona
wydeptana, wyproszona
jeszcze w Polsce, dawnym Kraju
by przyleciećt tu, do Raju
jest dla wielu realnością
umęczoną codziennością
tu w Chicago na Milwaukee
gdzie kieruje swoje kroki
każdy Polak po przyjeździe
marząc o dolarach i o złocie
… i co widzi tuż na wejściu?
– stare domy, kupy śmieci
a w mieszkaniach i piwnicach
po tutejszym naczy ich bajzmentach…
całe ściany w karaluchach
zaskoczony, przerażony zaraz pisze list do żony:
– moją żono ukochana
dziś nie spałem aż do rana
tak tu dużo karaluchów,
że chodziły po mym brzuchu
– ale listu nie posyłam
żona by nie uwierzyła
przecież w Raju jest cudownie
więc on żonie nic nie powie.
Pracy szuka rozpaczliwie
od chodzenia ledwie zipie
wreszcie ma ją przy sprzątaniu
i pracuje bez wytchnienia
przez dzień cały i nocami
by się cieszyć dolarami
jednak taka ciężka dola
żyć radośnie nie pozwala
więc te swoje wszystkie smutki
topi w hektolitrach wódki

Antonina Radziędza