Bohaterstwo Polaków podczas II wojny światowej

 

„..Strategia niemiecka mająca na celu zdobycie większej części europejskich państw, nie zdążała do zajęcia wielkich stolic lecz do złamania opierającej się tam armii. Tę samą próbę przeprowadzili Niemcy podczas trwania pierwszej wojny światowej, stosując plan wojny błyskawicznej Schlieffena, starając się udaremnić obronę armii francuskiej przez „zbrojny pochód” na Belgię … „
– Tymi słowami przy grobie przyjaciela zaczyna swoją opowieść o dniach wojennej tułaczki Jan Miedrzycki z Krakowa.

W zawodowym Wojsku Polskim

-Wraz z moim przyjacielem Marianem Gienilewskim, urodziliśmy się w małej podkarpackiej miejscowości, skąd w roku 1937 wyruszyliśmy do Krakowa, wstępując do zawodowego Wojska Polskiego – relacjonuje pan Jan. Zatem podczas wybuchu II wojny światowej, byliśmy wraz z Marianem pełnoprawnymi obrońcami polskich granic.

Gdy w dniu 17 września 1939 roku, ZSRR zdradziecko przekroczył naszą wschodnią granicę, ja i Marian należeliśmy do Krakowskiej Brygady Kawalerii, pod dowództwem generała Dorasiewicza. Atak ZSRR na Polskę spowodował, iż główne zadanie walki z wojskami niemieckimi przejął front środkowy, dowodzony przez generała Tadeusza Piskora. Wokół Tomaszowa Lubelskiego w okresie od 17-20 września, ciężkie walki toczyła Warszawska Brygada Pancerno – Motorowa, pod dowództwem pułkownika Stefana Roweckiego, która nie zdołała się jednak przebić przez doskonale uzbrojone pozycje niemieckie. Duże straty poniosła również nasza 6 Krakowska Brygada Kawalerii, która miała być wspierana przez inne dywizje.

Warszawska Brygada Pancerno – Motorowa

Kolejne kapitulacje i co dalej

-Tok wojny obronnej przebiegł jednak inaczej niż było to zaplanowane, w dniu 20 września 1939 roku, skapitulował generał Tadeusz Piskor, a ostatnie oddziały polskie i ich dowódcy najczęściej dostali się do niewoli niemieckiej – interpretuje rozmówca. – Dla nas jednak, los okazał się o wiele bardziej łaskawy, ponieważ wraz z Marianem przedostaliśmy się do Francji. Tu za wszelką cenę, chcieliśmy się dostać do wojska, by do ostatniej kropli krwi walczyć z niemieckim okupantem.

W roku 1940 jednak, wobec przedłużonej linii Maginota prowadzącej aż do morza, Francja mogła być bardziej dostępna jedynie od strony Szwajcarii, której teren był jednak dla Niemców zbyt górzysty. Wobec tego, Niemcy zdecydowali się na strategiczny atak w centrum kraju, by manewrem tym odsłonić dostęp do Paryża. W czasie poprzedniej wojny, tego rodzaju ataki okazały się bezskuteczne, gdyż ówczesna piechota nie posuwała się dość szybko w głąb kraju, by odsłonić tym samym linię frontu. Już jednak w czasie kampanii polskiej, udało się Niemcom przy zastosowaniu tego manewru usunąć niebezpieczeństwo kontrataku. Niemieckie ciężkie moździerze i haubice wzmocniły poważnie siłę ognia piechoty, czołgi dawały ruchome poparcie, a bombowce nurkujące wbijały się klinem w linię obrony przeciwnika.

Wzdłuż linii fortyfikacyjnych

Fortyfikacje Linii Maginota 1940
Fot: https://pl.wikipedia.org

Mając w zanadrzu te wypróbowane posunięcia taktyczne, możliwe przy wyposażeniu w zmechanizowaną broń, Niemcy postanowili zaskoczyć Francuzów, w najsłabszym punkcie ich linii fortyfikacyjnych. Był nim odcinek linii Maginota w lasach ardeńskich wzdłuż Mozy, w punkcie gdzie kończyły się główne fortyfikacje, a zaczynała linia lżejszych umocnień, biegnąca na północny-zachód w kierunku morza pomiędzy Francją i Belgią. Niemcy wiedzieli, że jeżeli przedrą się przez francuską linię obrony w tym właśnie punkcie i ruszą w kierunku kanału La Manche, to będą mogli przejść korytarzem pomiędzy siłami wojsk sprzymierzonych, które skierowały się na północ, celem obrony Belgii. Dla wykonania tego planu konieczne było też zajęcie Holandii, by zapobiec możliwości lądowań samolotów brytyjskich oraz kontrataków na zagłębie Rurhy.

Sąsiadująca natomiast z Holandią Belgia, musiała natomiast być zajęta, by odciągnąć wojska z nią sprzymierzone na północ, aby nie mogły nieść jej pomocy. Zasadzka niemiecka, była tym więcej skuteczna, ponieważ powodowała ona, że francuskie i brytyjskie plany defensywy zmieniały się często w ciągu rocznego zastoju w operacjach wojennych i właściwie nie obejmowały nigdy wysuniętego skrzydła od strony Belgii i Holandii. Oba te kraje zachowywały się obojętnie zarówno wobec przyjaciół jak i wobec wrogów, łudząc się, że ochroni je polityczna neutralność.

Chcieliśmy walczyć za Ojczyznę

-Jak zatem widać, w kampanii wrześniowej los nie pozwolił nam wykazać się w walkach obronnych, ani za naszą ani za inną ojczyznę – wspomina Miedrzycki.

Gdy Norwegia i Dania były okrążone przez niemiecką inwazję, było już za późno, by zablokować neutralny korytarz, jaki ich niziny stanowiły w razie ataku niemieckiego na Francję i Anglię. Gdy atak ten nadszedł, siły brytyjskie i francuskie posunęły się na północ, celem prowadzenia akcji na zwłokę w Holandii oraz dla wzmocnienia silnej belgijskiej linii obronnej wzdłuż kanału Alberta. Wyruszyły jednak za późno, a siły ich były słabe. W pierwszym tygodniu ofensywy, Niemcy zmusili Holendrów do poddania się i odepchnęli Belgów od kanału Alberta.

Oddziały spadochronowe zajęły holenderskie lotniska, mosty i ważne arterie drogowe, a dowiezionymi przez samoloty oddziałami piechoty zabezpieczyły mosty, przez które przeszły zmotoryzowane oddziały niemieckie, dochodząc szybko do Rotterdamu. Port ten został niemal całkowicie zniszczony nalotami bombowymi, by sterroryzować rząd i ludność Holandii i zmusić je do poddania się. – Z czasem i dla nas jednak zaświeciła iskierka nadziei na prawdziwy udział w wojnie, jak to przystało na polskiego żołnierza – dodaje z uśmiechem Miedrzycki.

Usłyszeliśmy zatem, o tym iż generał Stanisław Maczek, otrzymał we Francji zaszczytny przydział, na dowódcę ośrodka wojskowego rezydującego w Coetquidan. Z powodu trudności czynionych mu przez władze francuskie, nie mógł on utworzyć polskiej dywizji pancernej.

Jednak czas sprzyjał naszemu generałowi i nam. Z Holandii przedostaliśmy się fuksem z powrotem do Francji i zaciągnęliśmy się w oddziały polskiego wojska dowodzonego przez generała Maczka. Po agresji niemieckiej na Francję, w czerwcu 1940 roku, generał Maczek na czele utworzonej, ale jeszcze bardzo słabej 10 Brygady Kawalerii Pancernej, wyruszył na front w Szampanii. Tam, brał udział w walkach odwrotowych, francuskiej 20 Dywizji Piechoty i wraz z 59 Dywizją Piechoty, walczył on w rejonie bagien Saint Gond.

Zajęcie Montbard

Na skutek niewykonalnego rozkazu dowództwa o zajęciu Montbard i mostów na Kanale Burgundzkim, resztki brygady Maczka zostały odcięte, od walczących jednostek liniowych wojska. – Z czasem jednak, wraz z naszą Dywizją przedostaliśmy się do Normandii. W składzie 2 Korpusu Kanadyjskiego, nasza Dywizja i dowodzący nią generał Maczek wzięliśmy udział w zwycięskiej bitwie rozegranej pod Falaise.

Bitwa pod Falaise Fot: https://blog.felietonyemigranta.pl/2013/05/10/bitwa-pod-falaise/

Tok wojny zmusił generała, aby udał się on w kierunku Holandii, aby tam toczyć zacięte walki z wojskiem niemieckim. I znów z Marianem wróciliśmy na ziemię, za wolność której już od dawna chcieliśmy walczyć. Tu nasza Dywizja, a przede wszystkim generał Stanisław Maczek, odniosła wielkie zwycięstwo pod Ypres, wyzwalając tym samym Gandawę i Passchendale. Dzięki znakomitemu manewrowi oskrzydlającemu, generałowi Maczkowi udało się oswobodzić zajętą przez Niemców Bredę, bez poniesienia większych strat wśród holenderskiej ludności cywilnej.

– Mija już tyle lat, od zakończenia wojny – wspomina Jan Miedrzycki, ale zawsze z dumą wspominam to, co przeszedłem w trudach wojennych walcząc o wolność Polski na różnych frontach starego kontynentu. Wraz z moim przyjacielem Marianem Gieliniewskim, jesteśmy honorowymi obywatelami miasta Breda w Holandii, ale przede wszystkim byliśmy Polakami walczącymi o wolność i sprawiedliwość.

Tych ciekawych opowieści, mogliśmy posłuchać zwiedzając wraz ze świętokrzyskim Klubem Patriotycznym muzeum w Sandomierzu, gdzie zgromadzone są eksponaty upamiętniające II wojnę światową.

Ewa Michałowska – Walkiewicz