31.12. Na ten Nowy Rok

Pora na podsumowanie roku 2021. Był to pierwszy pełny rok pandemiczny, a więc przeszliśmy wszystkie pory roku, miesiące, święta i co tam jeszcze zostało – z kowidem w tle i pod pachą. Ja to się dokładnie rok temu mocno spiąłem i zrobiłem trzy rzeczy: przegląd swoich wpisów z pandemicznego okresu 2020 z najpopularniejszymi wpisami (oj się nachwaliłem, jak głupi jakiś, czego to ja nie przewidziałem, wielkie mi mecyje), kolejny wpis miałem o zapożyczonej sumie największych absurdów roku 2020 (okazało się, że to pikuś w stosunku do roku naszego, 2021), oraz zacząłem podsumowywać rok ubiegły i wieszczyć następny. Oczywiście nakasandraczyłem na całego, ale okazało się, że się niestety nie tylko sprawdziło, ale i przerosło.

Przypomnę, że w rok 2021 wchodziliśmy z pompowaną nadzieją, że będą szczepionki i zgodnie z obietnicą – wszyscy wyjdziemy na świat. No, bo wtedy myślano tak: zaszczepieni będą mieli nieprzebijalną tarczę, nieszczepy jak ocaleją, to i tak co najwyżej sami się pozakażają, czyli nabiorą odporności lub padną. A więc koniec udręki. A jak wyszło? No – wiadomo, wystarczy wrócić do mego poprzedniego wpisu o wypłaszczaniu krzywej zakażeń w… pionie.

A więc nici z niegdysiejszych oczekiwań. W związku z tym rok mijający był rokiem utraty tej nadziei. Smutny więc. Ale za utratę nadziei na taką skalę musi ktoś zapłacić i tym Czarnym Ludem stał się niezaszczepiony. Jak stonka, jak burżuj za rewolucji – winny wszystkiemu. I że szczepionka nie działa, i że dzieci nie mogą iść do szkoły, i że nie leczymy, bo nie ma jak, skoro korytarze szpitalne są zatkane tymi samolubnymi ignorantami z wolnościowym zaśpiewem na siniejących w bezdechu ustach. Ale rzeczywistość skwierczy – zaszczepieni, mający jeszcze rok temu nadzieje na wyjście na świat praktycznie są zrównani z foliarzami: muszą się (przez nich, oczywista) maskować, dystansować, kwarantannować i wykazywać dokumentacją o swym zdrowiu, na zawołanie byle kelnerzyny.

No, a co w roku przyszłym? No, i nie dziwcie się, że moim zdaniem będzie jeszcze gorzej niż w 2021, choć i ten zawiódł nadzieję ocalałych z pierwszego roku pandemii. No, bo będzie to rok decydujący. W nim się przewali. Albo pójdziemy na tempo szczepień raz na kwartał, jak widać nie powstrzymujące transmisji, albo się ta paranoja skończy. Ja się obawiam, że jeszcze bardziej będziemy powiększać rachunek, który obecnie płacimy. Są to odłożone rezultaty masowych procesów utraty zbiorowej odporności, w wyniku stresu, osłabienia organizmu poprzez przyduszanie się maseczkami, czy masowej izolacji w pełzającym lockdownie. Do tego dochodzi ujednoimiennianie służby zdrowaia, która… „idzie za pieniądzem” dodatków kowidowych. To się może tylko pogłębiać, jak będziemy powtarzać te same błędy, które przecież przyniosły ponure żniwo w ciągu już prawie dwóch lat.

Co prawda WHO obiecała, że rok 2022 będzie ostatnim rokiem pandemii, ale nikt nie wie co to znaczy. Bo może to oznaczać zarówno, że się do pandemii przyzwyczaimy, co by nie było najgorsze, ale może to też być zapowiedź, że może tak być, bylebyśmy tylko zacisnęli pasa już na ostatnie dziurki. Możemy więc wylądować w sterylnym epidemiologicznie więzieniu. WHO mówiła przecież różne rzeczy w czasie pandemii, właściwie to nią zarządzała, a efekty widzimy na całym globie.

Mówi się już teraz o piątej fali, warianty przyszłe czekają już w kolejce, mnożone wykładniczo akcjami szczepiennymi. A więc spirala się będzie zacieśniać. Na gardle. Ile jeszcze dawek wytrzyma nasze ciało? Jak będzie z dziećmi? Czy zdegenerowana służba zdrowia w ogóle będzie funkcjonować? Czy ktoś będzie w stanie powstrzymać ten zjazd? Zobaczymy najszybciej chyba w Austrii, bo ta sobie obiecała pełny obowiązek szczepień na marzec 2022. W ogóle nie widomo czy do tego dojdzie, bo Wiedeń dał sobie trochę czasu na oswojenie się ludzi z tą perspektywą. Nie wiem tylko do czego ten czas będzie wykorzystany – do kapitulacji czy społecznej aktywizacji? I co z tych doświadczeń wezmą nasi rządzący? Ja od dawna kuję tezę, że polskie władze są tu wyjątkowo (jak na zamordyzm reszty) liberalne. Pytanie – na jak długo? Myślę, że na tak długo, jak akceptacja ich kolejnych kroków w kierunku sanitaryzmu będzie wciąż kontestowana przez Polaków. A trendy są w kierunkach oporowych.

A więc dobrze. No ok, będziemy przeczekiwać kolejne fale, udając, że coś robimy, albo, że czegoś nie robimy. Ale wirus, który ujawnił w pełni swoją sezonowość (eureka, a foliarze mówili o tym od dawna) będzie tak wracał do nas falami, wzmacnianymi testami mającymi uzasadnić kolejne fale, ale szczepień. Jesień-wiosna mamy jak w banku, z przerwą na lato, by odetchnąć, ale w takiej Grecji zapowiedzieli już 5. dawkę, a więc nie będzie kolorowo.

Wirus o śmiertelności światowej 0,06% zawładnął światem poprzez wyindukowany strach. Ci, co się mieli przestraszyć już się przestraszyli, zakrzepli koronarealiści też się okopali, teraz pora na przepływy. Jedni będą pękać przy kolejnych dawkach (obostrzeń) i dołączą nie do ostatniej prostej (niektórzy, pechowcy w dosłownym tego słowa znaczeniu), ale do ronda szczepiennego. Drudzy rzucą to wszystko w cholerę i wypadną gdzieś ze szczepiennej serii kolejnego wirażu, na dobre. Jak mówił klasyk-Stalin, wraz z postępem rewolucji walka klasowa się zaostrza. Możemy więc być świadkami zdarzeń granicznych, bo krew kipi w sfrustrowanych plemionach. Plemionach już nie wojny polsko-polskiej, ale tej sanitarnej, ponad politycznymi podziałami.

Politycznie był 2021 okresem posuchy w stosunku do 2020, gdzie było przecież sporo polityki. My mieliśmy w tym kończącym się roku jej upadek, kiedy to po raz kolejny cała scena polityczna przedłożyła wewnętrzne waśnie o władze ponad rację stanu. Wchodzimy w ten rok bezbronni i bezradni (podziękowania dla entuzjastów wyboru nowego prezydenta USA, tego chcieliście kotki?). Zaraz się zamknie ostatecznie okienko szansy, które mieliśmy uchylone przez 30 lat względnego spokoju geopolitycznego. I przeputaliśmy ten okres koncertowo, stawiając się w sytuacji podobnej do tej z września 1939. Ale był karnawał, co nie? A każdy Laokoon wieszczący zagładę i wzywający do opamiętania się był notorycznie pożerany przez dwa węże: niezmienne media i ostracyzm samozadowolonych elit.

Wchodzimy więc w rok 2022 bez większych radości, ale czasami brak nadziei zmusza do realizmu. Wszak człowiek to takie wyjątkowe zwierzę, które zaczyna postępować racjonalnie dopiero wtedy jak nie ma innego wyjścia. I zdaje się, że ten kredyt beztroski już wyczerpaliśmy.

Tym bardziej warto życzyć bardziej Szczęśliwego Nowego Roku!

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.