27.12. Byli celebryci wracają. Na wojnę polityczną

Dziś trzechsetny dzień od polskiego „pacjenta zero”, czyli początku pandemii koroanwirusa, jednak będzie dziś bez podsumowania okrągłości rocznic (dziennic?). Robimy to właściwie codziennie, ale i tak pełne podsumowania lepiej zachować na przełom roku. Dziś więc o innej epidemii.

Od niedawna zacząłem się zastanawiać nad fenomenem celebryty. Najbardziej podobała mi się jego definicja jako człowieka znanego z tego, że jest znany. Kiedyś sława musiała się wykazać choćby jednym, ale ponadprzeciętnym talentem lub pracą, która pozwoliła takiej osobie uzyskać spektakularne rezultaty. Teraz się trzeba starać o popularność, z której nie wynika żadna umiejętność oprócz umiejętności pozyskiwania rozpoznawalności.

To pierwsza grupa celebrytów, czyli popularności organicznej. Taka np. Kardashian ma swoją rozpoznawalność dzięki wyjątkowej cesze, za którą poszły miliony kobiet (niezwykle rozbudowana pupa). Tyle wystarczy dziś by elektryzować tłumy. Ale co się dziwić – mamy demokratyczne media, więc wygrywają demokratyczne gusta. Media nikogo nie uwzniaślają. Przeciwnie.

Ale są też celebryci bez jakichkolwiek właściwości. Np. nasza pani Siwiec. Wylansowana na trybunach Euro 2012, zauważona przez fotoreportera, który przypadkiem przechodził tam z tragarzami. Jakie cechy, talenty ma p. Siwiec, oprócz porażającego realizmu, kiedy na jednej z uczelni tłumaczyła tłumom studentów zgromadzonych na jej wykładzie (tak, tak – pani wykłada), jak d.pa rządzi światem.

Mamy też drugą grupę celebrytów, czyli „byłych”, sławy upadłe. Ja mam trzech takich faworytów, którzy pojawiają mi się w różnych okresach, świadcząc o powtarzalności algorytmu, mimo zmienności świata. Mowa tu o byłych sławach, które wykazały się kiedyż jakimś talentem, który im przeszedł, ale teraz chcą wrócić do obiegu publicznego na innym koniu – politycznym. Ponieważ ich czas minął (z różnych powodów, o tym potem), wielbicieli brak, ale jest jeszcze jakaś tam rozpoznawalność, to próbują jej przemalowane resztki wykorzystać celebryci z grupy „byłych”. Przejmują hasła politycznych ekstremów i eskalują je, mając nadzieję, że radykalizowanie przez nich różnych modnych haseł przyniesie im szanse powrotu jako celebrytów nie „byłych”, ale aktywnych.

Popatrzmy na losy moich trzech ulubieńców. Zbigniew Hołdys, kiedyś lider kultowego zespołu „Perfect”, któremu chyba sława uderzyła do głowy na tyle, że uznał, iż bez niego zespół padnie. Jednak „Perfect” z Markowskim się ostał, zaś Hołdys właściwie już nic muzycznego nie zaproponował. Za to przeszedł na ostre pozycje polityczne w sosie, rzecz jasna, antypisowskim. Dostał stałą kolumnę w Newsweeku (redaktor Lis hoduje tam całą stajenkę swoich celebrytów) i od czasu do czasu jest zapraszany by się przejechać samochodem Onetu i nawrzucać PiS-owi. Media biorą z tego jakieś epickie i ekstremalne cytaty (zazwyczaj na poziomie bluzgu) i Hołdys dostaje kolejne życie. Na kilka miesięcy.

Objawił się także trochę później Michał Wiśniewski z „Ich Troje”. Też jego gwiazda zbladła, choć ja nigdy nie rozumiałem tego fenomenu. Repertuar miał słaby, głos tandetny a zespół zmienny. Po paru skandalach osobistych, które jakoś napędzały jego rozpoznawalność znudził się publice i też postanowił wrócić na koniku politycznej awangardy antypisowskiej. Ten, w przeciwieństwie do Hołdysa, nie miał przetrenowanych twórczych soundbite’ów i jego antypisowskie zaśpiewy wypadały jako słabe i wtórne. Chyba się trochę znudził tym, że mu nie idzie, przekaziorom pewnie też. Choć pan Michał ma nawroty i od czasu do czasu puszczają mu nerwy i wtedy musi.

Mamy więc dwóch – starego „byłego” co się jeszcze trzyma i nowego, co próbował i mu się nie udało, choć ma nawroty. Jest też trzeci, najnowszy. Redaktor Durczok. Celebryta w całości upadły. Odchodzący z TVN-u, gdzie królował niepodzielnie, w atmosferze skandalu z mobbingiem i seksualnym wykorzystywaniem w tle. Potem złapany pijany w samochodzie po kolizji z „infrastrukturą drogową”. Widzieliśmy go w pierwszych rzędach Strajku Kobiet. Biorąc pod uwagę powody jego odejścia z mediów – ewidentny kontekst wykorzystywania seksualnego – jego próba załapania się na Strajku Kobiet (model a la Siwiec z Euro 2012) był jednak przesadą. Też byli fotoreporterzy, którzy przypadkiem „przechodzili z tragarzami” i natrzaskali kupę fotek nawróconemu (?) obrońcy kobiet.

Zawsze fascynowały mnie modele biznesowe. A już szczególnie wyciskanie kasy z… niczego. Jak się monetyzuje pani Siwiec? Dostaje kasę, no właśnie, za co? Za wywiady? Za product placement na swoim profilu? Pewnie coś koło tego ale nie wiem, bo na wywiad na Uniwersytecie Wrocławskim nie dotarłem. Ale jak się monetyzuje celebryta upadły? Ja wiem, że wymienione wyżej trzy przykłady to obserwacje jeszcze fazy wstępnej monetyzacji – inwestycji. Mamy wrócić do rozpoznawalności jako nowe szaty króla kolejnej politycznej krucjaty. Jak trzeba to na tęczowo, jak się uda to „na kobitki”, jak to nie wyjdzie – to może na sądy czy praworządność.

I wychodzi to wszystko naturalnie, ale czego się spodziewać po ludziach, dla których artystycznym credo zawsze było „ja wam wszystko zaśpiewam (zagram, przeczytam)”?

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”