18.04. Kowidki kwietniowe. Pigułki dzień PO dla świata

Na niedzielę miały być kowidki, ale przypadła wtedy moja „okrąglica” więc musiałem przełożyć cotygodniowe podsumowanie absurdów na poniedziałek. Jest zacnie, bo można popatrzeć jakie są efekty otwierania się niektórych krajów. Myślę, że odpowiedź koronawirusa będzie straszna, bo przecież z nim walczymy, a więc będzie drań kontratakował. Głównie poprzez rządzących. Ale do dzieła.

W Wielkiej Brytanii, która jakoś bez Unii Europejskiej zaszczepiła się szybciej, choć Bruksela robiła wszystko by było odwrotnie, można obejrzeć pierwsze efekty otwarcia. Do pubów mamy zapisy. Nie wiem czy to dlatego, że jak je otwarto to okazało się, że ocalało ich tak mało, iż jest zbyt wielu chętnych na jeden pub, czy po prostu ludzie po takim wyposzczeniu chcą jednak wrócić do normalnego sposobu spędzania czasu. Kolegi syn ma termin na 15 maja. To samo w Teksasie – w knajpach brakuje rąk do pracy. Może ten kowid będzie miał chociaż jeden dobry aspekt – będzie kupa roboty przy odbudowie? Ciekawe, gdzie ruszą Polacy jak już będzie można? Ja wróżę wielkie tłoki wszędzie, wszak z branży ocaleli nieliczni.

Już są pierwsze przypadki odginania się na koronapanikarzach. W jednym ze stanów, w którym poluzowano obostrzenia ludzie wywalają ze sklepu panienkę w maseczce. Ja wiedziałem, że się coś tam zbiera w narodzie, ale po co karać w sumie niewinnych, których jedynym przewinieniem jest ludzka cecha – strach? Ja bym pogonił bardziej straszaków, ale jak rozpoznać w sklepie dziennikarza w maseczce?

Skoro jesteśmy w USA, to administracja Bidena (czym się zajmuje prezydent?) zezwoliła na przepisywanie pigułek PO przez telemedycynę i maila. Skończyły się więc te blagi o tym, że to właściwie lekarz decyduje po rozmowie z pacjentką, Mamy do czynienia ze zwyczajnym środkiem antykoncepcyjnym, tyle, że nie zapobiega on zapłodnieniu, ale już jego skutkom. Teraz będzie odpowiednikiem męskich kondomów w kieszeni, do zażywania po lepszej imprze, na której odjechało się za daleko. Ja kiedyś na Rodos byłem świadkiem braku takiego specjału – dwie przerażone i skacowane dziewuszki (maks 18 lat, ale to maks) około południa kupowały testy ciążowe. Zorientowany aptekarz mówił, że jeśli to z wczoraj to za wcześnie. Teraz to będzie jak spacerek – telefon i zapasik gotowy do kulania się w piasku po plaży. Jeżeli Grecję w ogóle kiedyś otworzą (Miss you Greece…).

Skoro jesteśmy przy temacie aborcyjnym trzeba zahaczyć o Argentynę. Tam niedawno uchwalono bardzo liberalne prawo aborcyjne co wprawiło w zachwyt cały piorunowy świat. W internecie pojawiła się wiadomość, że jedna z tamtejszych gwiazd ruchu aborcyjnego, szefowa „Radykalnej młodzieży”, 23-letnia Maria del Valle Gonzales Lopez poszła śladem swoich postulatów. Niestety po zażyciu Misoprostolu, czyli środka „domowej aborcji” aktywistka zmarła w wyniku komplikacji. Teraz w internecie lata to jako przestroga lub zemsta losu. Ja pozostawiam to bez komentarza, tylko zacytuję, że domowa aborcja jest promowana przez „Aborcyjny Dream Team” jako „bezpieczna, łatwa i tania”. A więc nie ma nadziei dla dziewuszek z Rodos?

Wróćmy jednak do Stanów. W USA afera, gdy jeden z dyrektorów CNN, Charlie Chester, po poznaniu pani na portalu randkowym (uważajcie!) został przez nią nagrany, gdy się chwali jak to wraz ze stacją wykańczali Trumpa w wyborach, zakłamując fakty, wyciszając i ośmieszając kandydata, wreszcie – zawyżając pandemiczność kowida, by udowodnić Trumpa niekompetencje. Reakcja – jak w Polsce: to chamstwo tak nagrywać prywatne rozmowy, na końcu ban na te wieści w social mediach, ostoi wolności. Gościu z CNN wyleciał, co oznacza, że mówił niewygodną prawdę, zaś dziennikarz, który to wykrył, szef Project Veritas, James O’Keefe został zbanowany na Twitterze. Amerykańskie.

Kiedyś zapowiadałem film kręcony przez BBC o naszej Grecie Carbo. Wróżyłem mu porażkę, tak jak i samej Grecie, bo takie formaty zazwyczaj oznaczają koniec kariery. Wchodzimy z kamerą do domu i towarzyszymy bohaterowi w podróżach, by zobaczyć zwykłe życie ikony. To taka demokratyzacja mitu, byśmy poczuli, że oni są tacy sami jak my. Tak właśnie skończył Ozzy Osbourne, gdy okazało się, że ten demon diabolicznego rocka, odgryzający na koncertach głowy nietoperzom, w domu jest pantoflem ganianym po kątach przez całą rodzinę. Nie widziałem filmy o Grecie (nie wybieram się), ale emisja o naszej bohaterce infantylnego ekologizmu spowodowała odpłynięcie z BBC 70% widzów.

W Niemczech odkryto – długo do tego dochodzili – że transmisja wirusa przez dzieciaki w wieku przedszkolnym jest pomijalna statystycznie. Powoli będą pękać te filary lockdownu i namierzania ognisk koronawirusa za pomocą artykułów w prasie. Po co więc prowadzi się już teraz próby szczepień dzieci w wieku 2-5 lat? A więc jednak chodzi o globalny eksperyment medyczny, ale czemu na dzieciach?      

No i wylądowaliśmy w Polsce. A miałem już za sobą kilka zestawów kowidków bez wkładu polskiego, ale tak to jest, że „kto się w Polsce urodził ten się w cyrku nie śmieje”. A tu właśnie chodzi o odpały, a tych mamy w rzeczywistości tak wiele, że u nas normalność jest właśnie odjazdem.

Aresztowano przestępcę, który obrabował bank w Rozogach na 87.000 zł. Okazało się, że to dzielnicowy Komendy Powiatowej w Piszu. Co szczególne, napadacz dwa lata wcześniej otrzymał nagrodę dzielnicowego roku. Może chciał powtórzyć sukces i zbierał na przekupienie głosujących w kolejnej edycji konkursu? Ja bym przyjął taką linię obrony.

Skoro jesteśmy przy policji. Mój ulubieniec – dlaczego, niżej – poseł Szczerba namierzył pisowskiego siepacza. Chodzi o znane ujęcia z zadymy w Głogowie, gdzie policjant spałował i zglebił dziewczynę. Okazało się, że jakby filmik puścić od początku, to raczej miał za co. Ale my nie o tym. Otóż poseł Szczerba namierzył zakaskowanego przecież pałkarza i jego nazwisko ujawnił. Niestety – pech. Okazało się, że ububliczniony wizerunek i nazwisko Marcina Miksza dotyczy zasłużonego policjanta, od 4 lat na emeryturze. Policjant zamieścił ciekawy wpis z zagadką, co zrobi z posłem. Widok PO broniącego posła przed zdjęciem immunitetu w telewizji chciałbym najbardziej obejrzeć.

A czemu Szczerba to mój ulubiony poseł? Kiedyś w nowej wersji restauracji – po polityczny upadku wersji starej – „U Sowy” (świetnie gotuje, ale ma pecha do polityków) odbywałem sylwestra. To było wtedy, kiedy posłowie totalni, wraz oczywiście z posłem Szczerbą, od którego zaczęła się awantura z wykluczeniem z obrad, zamknęli się w sali sejmowej, okupując mównicę. W rzeczywistości chodziło o uniemożliwienie uchwalenia budżetu, ale w tej opowieści to pomijalny szczegół. Otóż siedzę ja sobie w knajpie, a tu poseł Szczerba, którego przed chwilą widziałem na barykadzie głodówki w zamknięciu wchodzi do restauracji i wita się ze wszystkimi z miną bohatera (dnia chyba). Przysiadł się obok i widzę, że wsuwa, nawet nie tak żeby mu się uszy trzęsły (tak jak się je po przerwaniu głodówki, a więc to nie pierwszy posiłek). Poseł widocznie udał się w miejski kulinarny obchód po sylwestrach i widać było, że to nie pierwszy jego przystanek. To jednak racja, że w Polsce nic nie dzieje się naprawdę. Nawet głodówki protestacyjne polegają na tym, że głoduje się między posiłkami…

Nasze epidemiologiczne giganty, by ukrócić znaną (z fusów?) śmiertelną transmisję koronawirusa w siłowniach i ścigając cwaniaków, co to się pozapisywali do różnych związków sportowych by obejść obostrzenia – obmyślili kolejną przeciwrakietę. My wam tak, wy nam tak, to my wam tak, tyle, że inaczej. Wprowadzono obostrzenie, że na siłowni mogą trenować tylko zawodnicy sportów olimpijskich. Dobre? No tak, ale co ma powiedzieć taki Adam Klawiński z Bełchatowa, który przygotowuje się do Mistrzostw Świata w kulturystyce? Proponuję zaprosić głównego doradcę premiera w sprawach koronawirusa, profesora Horbana, by pokazał jak się wyciska hantelki w parku. Po klacie widać, że ma w tym doświadczenie. Ja bym na miejscu pana Adama zaprosił lud na taki trening, każdy by chciał zobaczyć. Za drobną składkę od milionów luda dałoby się sfinansować treningi na Zanzibarze i przelot na mistrzostwa. Dla profesora także, tyle, że z gwarancją, że zostanie.  

Trzeba skończyć jeszcze czymś śmieszniejszym. Polacy jednak kombinują, bo to nasza narodowa cecha, szkoda, że ignorowana przez rządzących. W internecie ogłoszenie o chęci kupna konia. Okazuje się, że na rowerze musisz mieć maseczkę (no absurd zupełny), ale jak siedzisz na koniu to już nie. Ciekaw jestem co by powiedzieli policjanci (i ekolodzy), jakby coraz powszechniejsze ścieżki rowerowe zaroiły się od koni? A może konie na wynajem, takie zaparkowane, jak hulajdusze? Na pysku kod kreskowy, skanuje się komórką i on się odczepia. Siadasz i jedziesz, pod firmą odstawiasz. I zamiast cały spocony po rowerze wchodzisz do firmy, w wysokich oficerkach jeździeckich i włazisz do swojej korpozagrody – cały na biało. Machasz do konia z góry, pokazujesz z dumą lemingom z sąsiednich zagród, a na przerwie nosisz mu odpadki z korpostołówki. Ale i nie musisz, bo tabuny ekologów chroniących zwierzęta przed wyzyskiem uwalniają go, by sobie pobiegał na mieście na swobodzie, po betonowych łąkach. Ech, pomarzyć!

Znowu mnie poniosło….

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”